Etykiety
6 kwi 2012
26 mar 2012
Bo przyjaciele są po to...
Dziękuję.
Zdjęcia nie oddają tego radosnego szumu przy rozpakowywaniu paczek ale wierzę, że dobra energia trafiła do Was otulając miękkością ciepła. Dzieciaki są zachwycone a samo to, że znalazło się tyle osób dających świadectwo, że można coś zrobić zupełnie bezinteresownie, było chyba jeszcze ważniejsze od samych materiałów.
Częściej przecież słyszymy "a co z tego będę mieć", niż "pomogę ci...Bo tak. Po prostu".
Dziękuję.
To co przysłaliście uratowało nam przygotowania do Wielkanocnego kiermaszu. W wyniku awarii świetlica była przez parę dni pozbawiona ogrzewania i wszystkie preparaty jakie udało się wcześniej Kasi zgromadzić trafił szlag. Na szczęście to co przesłaliście, było zmagazynowane w mojej pracowni i ocalało. Jednocześnie mogę autorytatywnie stwierdzić, że lakiery wodne, preparaty do spękań i bazy akrylowe nie mogą być używane przez pingwiny ;) Gdy zamarzną zaliczają dokumentny, nieodwracalny zgon bez szans na reanimację. Farby jako tako da się uratować.
I jeszcze coś z mojej pracowni. Kogucio. Trochę malowania, trochę patynowania i element decoupage.
7 mar 2012
Piołun w cukrze
Teraz piołun.
Mam wielkie ambicje napisania bardzo mądrego felietonu, ale pewnie na dobrych chęciach się skończy.
Kreatywność. Wam akurat nie muszę ani wyjaśniać znaczenia tego słowa ani też rozwodzić się nad cudnym uczuciem gdy to co wymyśli głowa zostaje przyobleczone w formę przez nasze dłonie. Akurat kącik jaki przez zasiedzenie uznaję za swoją własność jest właśnie tym elementem przestrzeni, gdzie co i rusz napotyka się ludków co w ten czy inny sposób ubarwiają rzeczywistość. Zdjęcia, mini i wielkie dzieła plastyczne, wiersze...Tylko czy nie jesteśmy ostatnimi z gatunku?
Mam nadzieję, że nie, choć na każdym kroku kreatywność naszych dzieci jest tłamszona w najbardziej okrutny sposób.
Zabawki...
Kiedyś. Golasek będący obiektem zazdrości połowy koleżanek mimo, że nie sikał, nie robił kupy, nie wołał mama i etc. Błąd. Robił to wszystko i jeszcze więcej. W naszej wyobraźni.
Dziś. Cyborgowaty twór rodem z książki „MOMO” i dokładnie tak samo działający. Dziecko nie musi myśleć. Ma się bawić, a zabawa polega na spełnianiu zachcianek mówiącej, sikającej i srającej lalki. I niby to uczy życia. Przepraszam, ale wątpię.
Tak. Jestem zła. Bo „bezpieczne” reklamy zapraszają moje dzieci do gry pt „Nie myśl. My zrobiliśmy to za ciebie”. Nawet Lego coraz częściej raczy nasze pociechy „gotowcami” wychodząc przed orkiestrę, nim maluch z posiadanych klocków wykombinuje coś innego. Biznes jest biznes.
Tak. Jestem rozgoryczona. Dziecięca kreatywność przegrywa z potrzebami rynku i ciasnymi umysłami dorosłych (czemu aniołek nie może być czarny?!), decoupage przegrywa z „azją okazją”, erotyka przegrywa z pornosami, etyka ze sztuczną błoną dziewiczą, którą można kupić na allegro.
No dobrze.
Pokrzyczałam sobie.
Oooommmm....Wdech...wydech...
14 lut 2012
14 - 02 - 12 = O
Kochane!
Dostałam już wszystkie przesyłki. Bardzo dziękuję! mam nadzieję, że dotarły do Was e-maile bo trochę poczta zwariowała.
Elu, Bogaczko,Agnieszko, Edytko,Ewo, Agatko i Beatko! W tym tygodniu materiały pojadą do Fundacji. W tej chwili jeszcze stoją w mojej pracowni, bo w świetlicy nie działa ogrzewanie. Nie chciałabym, żeby to wszystko zwilgotniało.
Dziękuję! Dziękuję raz jeszcze!
Gdy tylko zrobimy pierwsze prace nie omieszkam zaprezentować :)
A teraz jeszcze walentynkowo. Bo czemu nie?
Można i bez kiczu... Można tak...Prawda?
10 lut 2012
Prewencja
-Masz jeszcze ten rysunek smoka który ci dałem? -Młody wychynął ze swej jaskini.
-Mam a co?
-Bo mi potrzebny. Gdzie jest?
-Chyba w szafce w sypialni, poszukaj. -na biurku miałam stos zdjęć do skanowania i nie bardzo chciało mi się przerywać pracy.
-Wiesz...po szafkach w twojej sypialni to ja wolę sam nie łazić...-mruknął Młody z lekką paniką w głosie a mi natychmiast przypomniała się pewna reklama Ikei...
....i pospiesznie poszłam sama ów rysunek namierzać....Na wszelki wypadek....
8 lut 2012
Fortepian
-Że co? -dotychczas zestaw życzeń wyglądał nieco inaczej. Bakugany, Vilofaktory*,pociągi. Ale FORTEPIAN? -Po co ci fortepian, skarbie? -nie ma to jak dociekliwa matka. A nóż widelec mam w domu muzyczny talent, który właśnie postanowił się objawić czymś więcej niż ponurym buczeniem pod zamkniętym na zamek szyfrowy kredensem ze słodyczami.
-Do makiety!
-Ekhem? -nagle obiad przestał być taki ważny i moja głowa wyjrzawszy z kuchni baczniej przypatrzyła się Małemu.
Mały siedział przy stole i oglądał album z makietami kolejek elektrycznych. Doooobra...
-Ale po co ci fortepian do makiety?
-Bo góry chcę zbudować....
Jaaasne...Mój umysł, mimo starań jakoś nie chciał zaskoczyć na właściwe tory, natomiast oczęta progenitury patrzyły na skonsternowaną matkę z lekkim niesmakiem.
-No nie wiesz, że na makietach góry są robione z fortepianu? -wyjaśnił oburzony ignorancją maci rodzonej.
Umarłam. Trochę trwało, nim pani architekt wyjaśniła swojemu dziecięciu różnicę między styropianem a fortepianem....
*za pisownię redakcja nie odpowiada
5 lut 2012
31 sty 2012
Promyk
Nie...Nie skończyłam porządków w pracowni. Posprzątałam zaledwie dwa regały i zachowawczo wysiadł mi kręgosłup. Za to wypełzłam z mojej nory na świat i okazało się nagle, że wcale nie jest taki zły i nikt (wbrew przewidywaniom) na progu mnie nie zagryzł.
Zaczęło się od telefonu.
-...Bo ja dostałam pani numer od pana Mirka...
Olaboga?! Jakiego znowu Mirka?! W życiu nie znałam żadnego Mirka!
-I mówił mi, że jest pani mistrzynią....
Olaboga! Muszę poznać tego faceta!!
-I czy mogłaby pani poprowadzić warsztaty Decoupage z dziećmi w....
No jasne!!
Pan Mirek..Aaaa! Wolontariusz z którym kiedyś, przy okazji prezentacji programu rozmawiałam właśnie o decou...
I poprowadziłam owe zajęcia. I przyjdę znowu...i jeszcze raz...
Dziewczyny są wspaniałe. Takiego entuzjazmu, zapału i twórczej ambicji dawno nie widziałam. Może dałam im trochę swoich wiadomości, ale one dały mi znacznie więcej. Swoje małe słoneczko.
Na razie nie mieliśmy jeszcze zbyt dużo materiałów, ale wspólnymi siłami postaramy się nadrobić braki. Może Wy macie zbędne papiery lub preparaty których na pewno nie będziecie już używać? Fundacja działa na zasadzie wolontaryjnej a o dotacje "u władz" trudno się doprosić...
26 gru 2011
Rok smoka
Chociaż trochę po czasie, ale jako "świątecznej nieobecnej" o wybaczenie proszę.
Życzę Wam i Waszym bliskim tego, by Rok Smoka okazał się dla Was rokiem spokojnym, pełnym wiary, nadziei i miłości. Rokiem silnym, bogatym w dobro i niespodziewane szczęścia. Życzę też, by podczas wszelakich gorszych chwil nie zabrakło Wam optymizmu a chmury szybko rozwiewał wiatr pomyślności.
***
...i słodkiego lenistwa przez resztę wolnych dni.....

To będzie dobry rok, pełen optymizmu i niespożytych sił nie tylko do wykorzystania w walce z przeciwnościami losu, ale przede wszystkim do realizacji swoich planów i marzeń.
17 lis 2011
Zew Krwi
W Małym odezwała się krew Malewiczów (moje panieńskie). Wieczorem, podczas gdy ja ciężko pracowałam (czytaj - pisałam sesję), w pokoju Małego dziwnie zacichło. Jako, że zawsze jest to zwiastun intensywnej kreacji jego pomysłów, kiedy tylko owa cisza do mnie dotarła, natychmiast dokonałam wizytacji. Oto, co ukazało się moim kaprawym oczętom:
Mały widząc zszokowane spojrzenie swojej rodzicielki ze stoickim spokojem odłożył czarną kredkę i wyjaśnił z godnością:
-Bo ja chciałem być otoczony moimi ulubionymi kształtami.
....
Bez komentarza....
"Czarny kwadrat na białym tle". K. Malewicz
31 paź 2011
Circus Diabolique
26 paź 2011
Szeptem do mnie mów.
Choram.
Chorowanie to jedna z niewielu rzeczy jakie robię dokładnie i powoli (no, może jeszcze rękodziełkom poświęcam równie dużo atencji). Bakcyle dopadły mnie w najmniej odpowiednim momencie (jakby jakikolwiek moment był odpowiedni...phi), kiedy jeszcze moich podrobów nie odprowadziłam do stanu używalności po "kuracji ketonalem".
Najpierw próbowałam być dzielna i leczyć się hipocrasem tudzież innymi ziółkami, ale skutek był taki, że głos mi odjęło całkowicie. Tak całkowicie, że nie mogłam nawet sama do rejestracji zadzwonić, żeby kartę do lekarza wyjąć.
Teraz tylko zastanawiam się, jak przetrwam 10 zastrzyków (odmówiłam doustnej konsumpcji antybiotyku).
Jako, że z każdej sytuacji należy czerpać coś pozytywnego, więc przynajmniej mam radochę jak ktoś do mnie dzwoni i słysząc mój zduszony szept również odruchowo zaczyna szemrać. Wygląda to jak rozmowa dwóch szpiegów, ewentualnie zbirów umawiających się na akcję.
Poza tym mąż też się cieszy.
Ja (oczywiście szeptem)
-Nie oddałeś mi lnu do farbowania!
Mąż (z ujmującym uśmiechem)
-No...Nakrzycz na mnie, nakrzycz!
I jeszcze coś, co wczoraj zanuciła mi moja matula do słuchawki :D
13 paź 2011
Lubię nie lubię...
Za to lubię jesień przy kominku, z ciepłym kocem, herbatą i muzyką splatającą się jedwabistą mgiełką z aromatem unoszącym się znad kubka. Z piórem i zeszytem...
30 wrz 2011
Dary jesieni
Bo okazało się, że mój ząb ma mnie w nosie. Nie. Nie tak. Okazało się, że to ja miałam w nosie jego. Ściślej mówiąc w zatoce przynosowej i dentysta nawet dotknąć się do hada bał. Za to chirurg jak się już dotknął...to dopiero teraz, pod dwóch tygodniach przestaję czuć się jak znokautowany bokser.
W dodatku przecież nie mogłam sobie darować pojechania na festiwal archeologiczny i dwa dni po zabiegu, naćpana ketonalem po cebulki włosów usiłowałam bełkotliwie pogadywać z Wikingami i Słowianami. (relacja z wyjazdu TUTAJ). Co sobie o mnie myśleli to ich...Nie zastanawiam się nawet stąd te spojrzenia jakie rzucali w kierunku mojego, nieświadomego niczego małżonka. Pogrążona w różowej mgiełce środków przeciwbólowych hasałam radośnie po salach Walhalli....i mało mnie obchodziło, że wyglądałam jak ofiara "za słonej zupy".
4 wrz 2011
Serdeczne Candy
A w mojej krainie "Dawno, Dawno temu..." kolejny średniowieczny przepis:
1 wrz 2011
Wszystko fioletowe
Dziś fioletowo.
Fioletowe winogrona z własnego ogródka.
I fioletowa Buka, bo przecież nie mogło i jej zabraknąć wśród postaci z Muminków.
Bloga rozdzieliłam.
Czemu?
Ten blog w założeniu miał być miejscem prezentowania mojej twórczości plastycznej. Stąd nazwa, oprawa, całokształt. Króciutkie obrazeczki "z życia wzięte" jak najbardziej nie przeszkadzały i były jedynie tłem. Delikatnym smaczkiem. Jednak teraz, gdy całkiem na serio zaczęłam zajmować się czymś co jeden z nobliwych panów nazwał "rycerskim piknikiem z kiełbaską w tle", nadszedł czas na określenie się o czym ten konkretny blog ma być.
Już ktoś kiedyś powiedział, że coś co jest do wszystkiego, jest do niczego, więc kochani... by wilk był syty a owca cała mimo, iż stworzyłam drugiego bloga, to zawsze na tym będę umieszczała informację, czy coś się na owych karteluszkach nowego nie pojawiło. Kogo naprawdę interesuje, nie pożałuje tej sekundy na kliknięcie a kto zagląda tu wyłącznie dla decoupage będzie miał jasny i klarowny świat.
Zapraszam więc Was serdecznie.