Etykiety

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą deski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą deski. Pokaż wszystkie posty

20 lut 2019

Nowe życie

Nie ma dla mnie nic bardziej wzruszającego wiosną, niż kwitnące stare, owocowe drzewa. Powykrzywiane czarne gałęzie mirabelek obsypane białą, pachnącą pianą. Zaróżowione wiśnie i rajskie jabłonie. I najpiękniejsze - powykrzywiane przez czas - pełne kwiatów dłonie jabłoni. Kwitną z taką mocą i zapałem, że niejedno młode drzewko mogłoby się zawstydzić… 
Dla mnie to najpiękniejszy symbol nadziei i odrodzenia. Znak, że piękno, siła i młodość - są ukryte głęboko pod korą i skórą. To coś, o co możemy dbać i coś co możemy porzucić. Ale wbrew wszystkiemu w co każą nam wierzyć kolorowe magazyny - nie jest to coś co tracimy z wiekiem… Tracimy to tylko wtedy, gdy nasza dusza wysycha. Gdy przestajemy dostrzegać piękno wokół nas i walczyć o to, co ma dla nas prawdziwe znaczenie… 
Podobnie jest z przedmiotami. Tam gdzie jedni widzą zniszczony w pożarze grat - ktoś inny dostrzega piękny, stary mebel z historią i duszą, którego urok łatwo można odzyskać przy pomocy papieru ściernego, lakieru, odrobiny czasu i entuzjazmu… i z którego nie wolno rezygnować... A tam, gdzie ktoś widzi tylko stare, pokrzywione, wykarczowane drzewka owocowe - ktoś inny dostrzeże piękno natury ukryte pod korą, weźmie te drzewka, zajmie się nimi i nada im nowe życie, by nadal mogły cieszyć nasze oczy swoim urokiem - nie tylko wiosną…

Moonah 
deska

deska

9 lut 2019

Dwie Wie...dźmy!

Jestem. Nie zginęłam. Nie przysypał mnie śnieg, nie porwał wiatr. Nie pomyliłam ziółek i naprawdę czuję się świetnie.
Przez te wszystkie dni zamknęłyśmy się z Moonah w chatce Margoloty i wykorzystując rzadką okazję do wspólnego działania plotłyśmy, mieszałyśmy, próbowałyśmy tego co namieszałyśmy…
I tworzyłyśmy we wszystkich wymiarach wszechkreacji tak intensywnie, że nawet światy równoległe zogniskowały się na mojej pracowni gotowe interweniować gdyby wyzwolona przez nas energia przybrała postać Supernowej.
A oto efekt parodniowego szaleństwa owocującego również skomponowaniem nowego banera na naszą stronę Etsy i… alternatywną historią Władcy Pierścieni.

deska

woda

etui z bukietem

Ah.. No właśnie! Jeszcze Władca Pierścieni!
Otóż...
Saruman nie stworzył swojej armii bo pośliznął się na świadczeniach zdrowotnych, gdy orkowie i górale zażądali od niego pełnego pakietu socjalnego włącznie z opieką stomatologiczną. W związku z powyższym Boromir nie zginął (wszyscy się zgodzimy, że jest zbyt przystojny by umierać w pierwszej części). 
Idąc za ciosem postanowiłyśmy ożenić Aragorna z jedyną słuszną kobietą Władcy Pierścieni – Eowiną, a Arvenę ochajtać z Denethorem któremu pilukała na harfie i śpiewała przyśpiewki Pippina. W sypialni zaś mówiła głosem spod splotu słonecznego, czym doprowadziła Denethora do manii prześladowczej, stanów lękowych i wydania majątku na prychoanalityków. 
W ramach poprawności politycznej przemalowałyśmy Faramira na czarno i sparowałyśmy z Legolasem. (żyli długo i szczęśliwie – przynajmniej Legolas) 
Aha. Frodo i Sam (szantażując ćmę) uzyskali zniżkę u orłów na przelot do Góry Przeznaczenia i przetopili pierścień na kolczyki dla Arveny – już nie musiała się wstydzić spiczastych uszu. 
Koniec. 

A poza tym wszyscy zdrowi :D

30 gru 2018

Opowieść pisana drewnem

Wszystko zaczęło się od starego sadu mojego wuja, po którym biegałam jako dziecko… 
W którym jadłam wiśnie, wspinałam się na jabłonie z moim bratem i przez który biegłam jak szalona do przytulonego do sadu lasu - wskakiwałam rozpędzona jak torpeda w ścianę krzewów i drzew - wprost na pochyłą ścianę wąwozu… a potem w dół między drzewa, płosząc zające kopiące norki, a czasem sarnę… 
Pamiętam chropowatą korę najlepszej czereśni w okolicy… Żadna drabina nie pozwalała nam dosięgnąć do najwyższych gałęzi, w których szalały szpaki zajadając się najsłodszymi owocami…   

Ale drzewa też umierają. I z czasem pozostaje tylko smutne, bezlistne drzewko, z którym nie da się nic zrobić… Wykarczowane drzewko żal spalić pod kuchnią, pozwolić zbutwieć w sadzie też nie można... zbudować nic się z niego za bardzo nie da, prostych desek też z tego nie będzie… 

Ale gdy przetnie się taki pień w poprzek i okoruje - odsłania cuda! Odsłania całą urodę natury - skrupulatnie odmierzające upływ czasu słoje… Linię pnia - ze wszystkimi bliznami, sękami, miejscami, w których drzewo postanowiło lekko odgiąć się w prawo, skręcić ciutkę w lewo tylko po to by jeszcze szerzej, jeszcze wyżej sięgnąć konarami w stronę słońca… 
Ukazuje nacieki, ciemniejsze i jaśniejsze odcienie - cały ten przepiękny krajobraz wewnętrznego życia i zawiłych losów… 

I tak, razem z wujkiem zaczęliśmy kolekcjonować stare, wykarczowane drzewka… Stodoła wypełniła się cudaczkami. Sąsiedzi też czasem coś podrzucą - bo co tu zrobić z korzeniami modrzewia czy robinii akacjowej? 
A my tniemy, my szlifujemy… pozwalamy drewnu złapać oddech… odpocząć, poleżeć. 
A potem miesiącami pokrywamy suche drewno olejami i woskami, by wydobyć jeszcze więcej szczegółów, jeszcze więcej piękna ukrytego w dzikim, szalonym drewnie - do niczego innego nie podobnym. Pięknym samym w sobie… 

Patrzę na nie i nie widzę desek do krojenia - ale rzeźby. Mogę podać na nich jedzenie… Ale czasem trochę mi żal… Widzę tu przecież baśń. Widzę, stary sad… 
Poranną mgłę, wilgotną trawę… 
Czuję zapach dojrzewających owoców, 
Słyszę śpiew ptaków… brzęczenie pszczół… 
Moich towarzyszy i przyjaciół zaklętych w pnie drzew.



Tekst i deski - Moonah