Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dekoracje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dekoracje. Pokaż wszystkie posty

2 cze 2019

Krucza Magia

Czasami nasze serca i dusze wyglądają jak pole bitwy. Cienie tego, co minęło nawiedzają to miejsce przez długie lata ... 
Czasami uparcie odwracamy od nich wzrok, bo ich twarze budzą tyle wspomnień. Czasami błagamy je, aby zostawiły nas w spokoju... A czasami sami je przywołujemy by zadawać im pytania, na które nie ma odpowiedzi... 
Aby wrócić do zdrowia po wielkiej bitwie - musimy najpierw pogrzebać zmarłych, oddać im hołd i opłakać stratę... Ale proces rekonwalescencji nie skończy się tak długo, jak długo nie jesteśmy gotowi, by otrzeć łzy i zwrócić swój wzrok ku przyszłości... Nic nie ułatwia tego procesu bardziej niż krucza magia. 
Moonah
 raven 
 raven 
 raven

3 kwi 2019

O sikorce, potworach i kobiecej sile


Sikorka wcinała słoninę aż jej się berecik na małej główce przesunął na paciorkowate oczko. W przerwach między jednym kęsem a drugim opowiadała wieśmie najnowsze sensacje przyniesione przez kuzyna spoza Prastarej Puszczy. Margo objąwszy kubek kawy dłońmi w wełnianych rękawicach, słuchała uważnie ptasiego trelu. Oczywiście, że rozumiała mowę zwierząt. W końcu to one były najbliższymi sąsiadami wieśmy a jeśli człek nie potrafi dogadać się z sąsiadem, to kiepska sprawa...
Mowa sikorki przypominała trochę trajkotanie zakochanej nastolatki i kiedy tylko ptaszek wracał do dziobania słoniny, Margo musiała bardzo starannie rozsupływać galopujące słowa pozwalając im odetchnąć i przebrzmieć do końca. Smok przysłuchiwał się wszystkiemu z pozorną obojętnością, jednak błysk w złotym oku świadczył, że jest ciekawy jak wieśma zareaguje na sikorczane rewelacje.
A były to rewelacje nie byle jakie. Za siódmą górą, za siódmą rzeką i generalnie daleko stąd, stała samotna wieża. W owej wieży, jak nakazuje baśniowa tradycja, mieszkała księżniczka. Ponoć piękna, choć tak naprawdę nikt jeszcze tego nie potwierdził, bo nikomu nie udało się dostać do najwyższej komnaty, w której to utknęła nieszczęśnica i nawet w zawartych na głucho oknach próżno było dopatrywać się tęsknego wejrzenia panienki. Jadło i wodę przynosiły jej okoliczne ptaki i tylko wtedy, na krótki moment można było dostrzec biel dziewczęcej dłoni, otwierającej okno przed posłańcami.
U podnóża wieży rozkwitły wielobarwne kleksy namiotów. Kwiat rycerstwa ściągał ze wszystkich stron, by uwolnić gładkolicą księżniczkę i okryć się chwałą. Nic z tego. Choć dzień za dniem rycerzom odmarzały w zbrojach tyłki, żadnemu z nich nie udało się pokonać choćby i połowy schodów wiodących na szczyt wieży. Pili więc z rozpaczy i dla rozgrzewki, umilając księżniczce noce swym rzewnym i donośnym śpiewem.
-Muszę się tam wybrać. Ktoś z końcu powinien jej pomóc!-stwierdziła wieśma, gdy objedzona sikorka poleciała do swoich sikorkowych spraw. -Z takiego siedzenia w wieży nic dobrego nie wyniknie. Podrzucisz mnie? -spojrzała na Smoka błagalnie. Wcale jej się nie uśmiechało wędrować przez te siedem gór i rzek i to w dodatku w lutym.
Smok tylko westchnął i burcząc pod nosem coś o filozofii Gender, poszedł rozprostować skrzydła przed lotem. Miał tylko nadzieję, że ci wszyscy rycerze nie będą chcieli zamienić chwały z uwolnienia księżniczki na chwałę z ubicia smoka. Był już za stary na odgryzanie pustych głów a dieta bogata w żelazo szkodziła mu na żołądek.
Na szczęście jego obawy okazały się płonne. Pijani w sztok rycerze wzięli smoka za kolejną imaginację i usadziwszy przy ognisku tuż obok różowego słonia i białych myszek, nawet nie przerwali świętowania. Ten i ów jedynie zakłady jął czynić, jak szybko wieśma zwieje przed potworami.
Kamienna, niebosiężna wieża trwała niema i spokojna w okrytej śniegiem rzeczywistości. Zdawało się, że nawet słońce nie dotyka złocistymi opuszkami palców szarych, zimnych ścian a wszelkie krzewy i pnącza omijają budowlę szerokim łukiem. Tylko śnieg, równie cichy i tajemniczy, miękko opływał mury wieży, mroźnymi pocałunkami malując lodowe kwiaty na powierzchni gładkich kamieni.
Niskie, dębowe drzwi o pokrytych śniedzią okuciach otworzyły się zadziwiająco gładko i cicho. Za nimi był mrok. Nie ciepła, otulająca ciemność, która aksamitnym płaszczem tuliła spokojny sen, a mrok zimny i nieprzychylny. Mrok tętniący trupim oddechem, najeżony sztyletami zębów. Mrok rozkrawany pazurami dzikich bestii.
Wieśma mocniej zacisnęła dłoń na mosiężnej klamce i weszła w duszną ciemność. Wiedziała o potworach. Sikorka wyświergotała jej wszystko, co usłyszała od rycerzy i od kuzynów, przynoszących strawę księżniczce. Wiedziała jeszcze coś, co dawno temu powiedział jej Smok, gdy stawała wobec innych strachów, w zupełnie innej wieży.
-Nie jesteście moimi lękami. -wyszeptała, zagłębiając się w stęchłe powietrze. Zimne, widmowe palce musnęły szyję Margo, czyjaś lepka od śluzu dłoń pociągnęła za wieśmowy warkocz. Szmer bełkotliwych głosów oplatał jej nogi, gdy powoli, stopień za stopniem pokonywała schody wiodące w górę, gdy po omacku przemierzała pozbawione okien komnaty, wieńczące każdą kondygnację. Nie patrzyła w złe, przekrwione ślepia. Nie słuchała nienawistnych syków bestii, skrytych w gęstej ciemności. Wiedziała, że nie mogą uczynić jej krzywdy, jeśli sama im na to nie pozwoli.
W końcu, gdy pokonała kolejny zakręt wąskich schodów, dostrzegła na ich szczycie słaby nimb światła. Blask cieniutką smugą przepychał się pod zatrzaśniętymi drzwiami, nieśmiało liżąc kamienne stopnie. Wieśma pchnęła owe drzwi i mrużąc oczy od nagłej jasności, weszła do komnaty na szczycie wieży.
-Mogłaś zamontować tu windę. -wysapała.
-Co? -księżniczka zszokowana nagłą wizytą, upuściła na ziemię tamborek do wyszywania i z rozdziawioną buzią patrzyła na wieśmę. Może spodziewała się księcia z bajki wkraczającego do jej samotni w otoczeniu ognia i jęku zarzynanych potworów a nie piegowatej i warkoczystej osóbki. A może po prostu nie miała zielonego pojęcia czym jest wspomniana przez wieśmę winda. W każdym razie zastygła teraz nieruchomo, wpatrując się w Margo zaczerwienionymi od płaczu oczyma. -Jak ci się udało pokonać potwory?! -wyjąkała, w końcu odzyskując głos.
-To nie są moje potwory. -odparła Margo, zamykając za sobą drzwi. -I nie ja muszę się z nimi zmierzyć. -dodała obserwując, jak w szparze między drzwiami a ościeżnicą znika zabłąkana, włochata macka.
-Więc kto? -wyszlochała księżniczka. -Już na zawsze mam zostać w tym więzieniu?
-Ty. Ty sama musisz się z nimi zmierzyć. Nikt inny. Piętro po piętrze. Komnata po komnacie. -wieśma spojrzała współczująco na księżniczkę. -Żaden książę tego za ciebie nie uczyni. Sama musisz je pokonać. Stanąć z nimi twarzą w twarz. W przeciwnym razie do końca życia zostaniesz w swojej wieży, otoczona przez własne lęki.
-Samiuteńka? -pociągnęła nosem księżniczka
-No, może nie do końca sama. -Margo zaśmiała się słysząc świergot sikorki, która właśnie wleciała przez uchylone okno i przysiadła na ramieniu księżniczki. -Przecież masz swojego Smoka.
-Księżniczki nie mają smoków!
-Każdy ma swojego smoka. Czasem ten smok nazywa się odrobinę inaczej, czasem jest niebieski, różowy albo zielony w żółte kropki, ale jest. Zawsze. -Margo odwróciła się do drzwi. -Tylko kiedy potwory hałasują, ciężko jest usłyszeć jego głos.
Lela

   Felt brooch titmouse   
 

25 mar 2019

Pamiętajcie o swoich kwiatach


Ogień w kominku tlił się zaledwie, miękko splatając blask z rozchybotanym płomieniem świecy stojącej na kuchennym stole. Szelest zasypiającego żaru wzdychał raz po raz pieszczony podmuchami wiatru grającego w kominie. Wtórował mu szept pożółkłych stronic przewracanych smoczą łapą.
Księga była stara. Nie tak stara jak sam Smok, ale karmin jej okładki dawno poddał się upływowi czasu i teraz, w dystyngowanie spłowiałej materii trudno było dopatrzeć się meandrów złoceń tytułu.
Zachwycone dziecięce oczy wpatrzone w Smoka, buzie osłodzone kruszonką, otwarte po to, by lepiej słyszeć przedziwne opowieści. Resztki szarlotki upieczonej przez Wieśmę znikające ukradkiem w ustach Sinigera. Zapach żywicy, wosku...i tego szczególnego wieczornego ciepła pulsującego pod kołdrą jesiennych liści. Misterium ożywionej baśni.
Smok czytał...
Dawno, dawno temu, za siódmą górą, w siódmej wsi za siódmym lasem żyła sobie pewna dziewczyna. Nikt nie wiedział jak miała na imię i tak naprawdę chyba nikt się tym nie interesował. Dziewczyna mieszkała w małym domku ukrytym w ogrodzie, którego piękno zachwycało każdego, kto tylko przechodził obok wesołego, zielonego płotku otaczającego obejście. Ileż w nim było kwiatów, ileż kolorów!
Codziennie rano dziewczyna brała ceberek i podążała drogą przez wieś, by nabrać w rzece wody do podlania swych ukochanych kwiatów. Tak i tego dnia, ledwie zaplotła jasne warkocze już biegła piaszczystym traktem ku dalekiej wstążce modrej rzeki, już wracała, dźwigając pełny ceberek.
- Poratuj mnie kochanieńka! -dobiegł ją głos zza płotu chylącego się ku ziemi. -W piecu już rozpaliłam, imbryk chciałam na płycie stawiać a tu wody nie ma, herbaty nie mam jak zaparzyć. -czarnowłosa kobieta zapraszająco uchyliła furtki. -Czasu nie mam do rzeki pobiec, na targ się spieszę a ty pełen ceberek niesiesz, nie ubędzie ci przecież wiele.
Popatrzyła dziewczyna na lusterko wody modro w wiadrze połyskujące, spojrzała na kobietę i uśmiechnęła się ciepło. -Oczywiście, proszę. Napełnij swój imbryk.
Po chwili szła już dalej wiejską drogą, coraz bliżej swego ogrodu, coraz bliżej kwiatów czekających na podlanie.
- Zatrzymaj się ślicznotko! -gospodarz poprawił słomiany kapelusz zsuwający się na krzaczaste brwi. - Widzę, że od rzeki biegniesz a ja jeszcze czasu nie miałem psa napoić. Spragnione zwierzę jeno ozór z upału wywiesiło a mi nijak teraz z domu wychodzić bo na gości czekam. -spojrzał wymownie na ceberek a pies czując zapach wody ślinę z pyska toczyć zaczął do nóg dziewczyny się łasząc.
Uśmiechnęła się jasnowłosa. Psią miskę po brzegi wodą napełniła i podrapawszy chłepczącego zwierzaka po kudłatych uszach, ruszyła ku swemu obejściu. Tylko ceberek coraz lżejszy...
- A niech demony porwą ten upał! -klęła pod nosem sąsiadka, ze złością patrząc na krzak róży z mozołem wspinający się po kratce z deszczułek. -Tyle lat starań, tyle wyrzeczeń. -burczała, mnąc w palcach zwiędnięte listki. -Sama zobacz! -spod gniewnie ściągniętych brwi spojrzała na nadchodzącą dziewczynę. -Jeszcze trochę a całkiem bez wody zmarnieje! Niewdzięczny badyl!
Popatrzyła dziewczyna na umierającą róże, popatrzyła na resztkę wody w ceberku. Podlała usychający krzak.
Gdy dotarła do swojego ogrodu nie przywitał jej wonny kobierzec kwiatów. Nic nie zostało z pysznych barw i radujących serce zapachów. Pozbawione wody rośliny bezsilnie legły na pobrużdżonej upałem ziemi a w ceberku nie została ani kropla ożywczej wody.
- Więc nie należy pomagać innym? -Wieśma zatrzymała znieruchomiały wzrok na Smoku pochylonym nad księgą Smoczobajek.
Ciepłe dłonie Sinigera zamknęły się na ramionach kobiety, zostawiając na wełnianej chuście okruszki szarlotki. - Oni wszyscy wiedzieli, gdzie płynie rzeka. - powiedział cicho.

Lela

ps. Kwiaty. Dla Was. Prosto z Margosiowej chatki. I wcale nie ususzone brakiem podlewania. Pełne słońca, zapachu lata i bardzo pozytywnej energii :D
flower

18 mar 2019

Brama do innego świata

Mam swój domek na wsi, do którego uwielbiam uciekać od życia. Jest w małej wiosce otoczonej lasami, dosłownie kilka domów na krzyż i dwie drogi - też na krzyż. To stara wieś z historią - kiedyś była dużo większa i domy stały też w sąsiadujących lasach. Teraz po wielu z nich zostały tylko bardzo stare sady, porastające powoli lasem pola (niektóre nadal uprawiane) i… studnie.
Jest też jeden dom. Kiedy byłam mała - mieszkała w nim para staruszków. To był taki prawdziwy wiejski domek dwie izby, piec, przytulona do domu obórka. Dzisiaj z domu zostały ściany, dach i pozbawione szyb okna. Ze wszystkich stron zasłoniły go drzewa i leszczyny, a od strony drzwi pole wysokich pokrzyw. Jeśli nie wiesz, że tam jest dom - nie znajdziesz go.
Uwielbiam zakradać się do tego miejsca. Wchodzę do środka, staję przed oknem i przez okno patrzę jak zmieniają się w lesie pory roku. Jest cicho, bezpiecznie, a okno staje się żywym obrazem.
Po chwili zaczynają śpiewać ptaki, szumi las, a ja mam wrażenie, jakbym stała się gościem w świecie zarezerwowanym wyłącznie dla Duchów Natury, jakby ten spektakl nie był przeznaczony dla oczu żywych ludzi. Nie widać mnie, a ja widzę to wszystko - całą magię lasu swobodnie i nieskrępowanie odsłaniającą się przede mną…
Zawsze chciałam w jakiś sposób wyciąć kawałek tego cudu i zabrać ze sobą do mojego miejskiego domu. I myślę, że to właśnie ten dom - właśnie to miejsce jest obecne we wszystkich łapaczach snów, które robię. Marzę sobie, że tak samo jak tamto okno - moje łapacze są bramą do innego świata… Do wewnętrznego życia lasu tętniącego magią…

Moonah



  łapacz paprociowy 


15 mar 2019

Zioła Margolotty


Skrzynka z Jaskółczym Zielem wprost z Wieśmowej Chatki. Zioła zbierane na skraju Puszczy Białowieskiej i Knyszyńskiej pachną równie magicznie jak te otulone malachitowym cieniem Prastarej Puszczy.
Z miłością. Dla Was.
Czy wiecie, że korzeń Jaskółczego Ziela był nazywany przez alchemików „kamieniem mądrości” a na Podlasiu po dziś dzień wiedźmy obrysowują drzwi żółtym sokiem glistnika?
Takie to magiczne ziele. Nie tylko na kurzajki ;)

Może urodzi się nowa, ziołowa baśń? Kto wie...

Lela

herbs


herbs