12 sie 2016

Precle i mądrości



Las pachniał. Niskie, poranne słońce czesało promienie pniami potężnych drzew, układając mozaikę światła i cienia na mlecznych od rosy chusteczkach pajęczyn, ścielących się na połaciach mchu. Sierpień wybarwił korale jarzębin, oblekł soczystą czerwienią kalinę, upstrzył owocami konwalii ciemną zieleń jagodników. Ujął gościniec w żółte chwosty dziurawca i błękitne gwiazdki podróżniczka. Trele i pohukiwania niosły się po Prastarej Puszczy spokojną, późnoletnią radością dostatku. Gdzieś zaterkotał dzięcioł, zatupotały spłoszone kopyta sarny, gdy umykała z traktu w leśną gęstwinę.
I tym lasem pachnącym, lasem rozśpiewanym podążała Margolota ku chacie Bajarza. Szła niespiesznie, z niewielkim, wiklinowym koszem zakrytym lnianą ściereczką, każdym krokiem odmierzając czas do pory, w której Siniger otworzy zaspane oczy i nagryzmoli na zaściełających stolik karteluszkach wszystkie wyśnione pomysły. Nie chciała mu przeszkadzać w tej szczególnej chwili przechodzenia przez bramę między wymiarami. I dlatego też, pchnęła drzwi Bajarzowej chaty wtedy, gdy z komina uniosła się pierwsza stróżka dymu.
- Przyszłam upiec Krakowskie Precle.  – oznajmiła autorytatywnie, stawiając koszyk na stole, tuż obok parujących, dwóch kubków z kawą.
Siniger wiedział, że przyjdzie. Zawsze wiedział. Ale precle go zaskoczyły.
- A Smok? Nie będzie jadł? – zapytał zdziwiony. Zakrzątnął się szybko zbierając z pościeli gęsto zapisane kartki. Palce poplamione atramentem zostawiały małe, jagodowe stempelki na marginesach pergaminu, kołdrze i kubkach z kawą.
Wieśma lubiła te stempelki. Bardzo.
- Mówi, że nie będzie jadł niczego, co ma nazwę związaną z Krakowem. Mądrości dziedziczne po pradziadku czy coś… - zdjęła z kosza ściereczkę i wyłożyła na stół wszystko co przyniosła. Woreczek z mąką, drożdże  i sodę. Za resztą ruszyła na poszukiwania do kredensu Sinigera.
- Poważna sprawa. Też mam taką mądrość po pradziadku. Zawsze powtarzał: Nigdy nie opowiadaj bajek żonie i poborcom podatkowym.
- Żonę stawiał na pierwszym miejscu? Rozsądny człek. I co, stosujesz tą rodzinną mądrość w swoim życiu? – zakasała rękawy, wysypując mąkę na stolnicę.
- Częściowo. Jeszcze nie mam żony – Siniger spojrzał przeciągle na Margolottę.
Udała, że nie widzi, zajęta przygotowywaniem rozczynu.
- Mądrości przodków są po to, by je modyfikować, dodając własne doświadczenia. – otarła umączony nos wierzchem dłoni. – Zjadłby mojego precla i od razu Kraków stałby się mniej jadowity. Ale nie! Tylko cały czas o tym baranie i siarce…
- Może pamięta jeszcze ciasto czekoladowe, które… - Siniger urwał i skulił się pod przenikliwym spojrzeniem wieśmy.
Która kobieta lubi, jak wspomina się jej porażki kulinarne? Co prawda wykorzystali potem ciasto jako pułapkę na pewnego wilkołaka. Skleiło na amen szczęki nieszczęśnika, wykluczając pożarcie kogokolwiek aż do momentu zdjęcia klątwy likantropi. To był plus. Minus polegał na tym, że Smok spróbował ciasta wcześniej.

Precle za to wyszły przepyszne. Rumiane, delikatne jak puch. I choć wcale nie sklejały szczęk, to Siniger i tak czuł się schwytany w pułapkę.



Przepis na Precle Krakowskie w linku w komentarzach.
Polecam dodać nie 5 a 4 łyżki sody J
Moja wersja (ta na zdjęciu) jest z solą. Robiąc precelki słodkie z pewnością dodam do ciasta jedną a nie dwie łyżeczki soli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz