30 cze 2014

Smoczna Kuchnia - Brzoskwiniowa Konsternacja

Smoka zwiniętego w uroczy (choć całkiem spory) kłębek na rozgrzanej słońcem trawie obudziła rozkoszna woń ciasta. Ziewnął szeroko przyprawiając o palpitację serca wróbla przelatującego obok zębatej paszczy i mlasnąwszy rozwidlonym językiem otworzył jedno złote ślepie.
-Co pieczesz? -zapytał wieśmy, która właśnie pojawiła się na przyzbie objuczona dwiema puszkami brzoskwiń zakupionymi od przewoźnego kramarza. Całkiem zwykłego. Bez magicznego straganu i iskrzącego „puf!” na zakończenie każdej transakcji. Skąd więc tak nietuzinkowy towar na skraju Prastarej Puszczy, gdzie łatwiej było o czarodziejską różdżkę czy mówiący kamień niż o bieżącą wodę w toalecie i miękki papier? Wyjaśnienie jest bardzo proste. Prawa rynku. Wojen było coraz mniej, popyt na rynsztunek spadał lawinowo, więc paru krasnoludzkich płatnerzy posiadających bardziej zapobiegliwe żony, weszło w spółkę z zamorskimi kupcami i teraz zajmowało się wytwarzaniem puszek w które zamykano egzotyczne owoce.
-Na razie biszkopt*. -odparła Margo, wciskając w smoczą łapę jedną z puszek. -Otwórz, proszę.
-Traktujesz mnie instrumentalnie. -burknął Smok wbijając pazur w metalowe wieko. Chciał się obrazić i spać dalej, ale zapach dochodzący z kuchni był tak smakowity że oblizując łapy słodkie od syropu poczłapał za wieśmą do chaty.
-A co będzie na biszkopcie? -wsadził nos do miski gdzie jedna za drugą spływały pokrojone łódeczki brzoskwiń.
-Torcik. -Margo szybkim ruchem odkręciła słoik z tornadem** i wsypała do niego pokrojone i odsączone z syropu owoce, zamieniając je na mus w wesolutkim, pomarańczowym kolorze.
-Lubię torcik. -Smok zerknął do otwartej Smocznej Kuchni. Uśmiech powoli spełzł z zielonej paszczy. -Jak to kasza manna?! -podejrzliwie łypnął na wieśmę. -Jestem dorosłym smokiem! -prychnął.
-Oczy nie widzą, serce nie boli. -zachichotała Margolota zatrzaskując księgę.
-Obiecuję, że będziesz zachwycony. -postawiła na piecu garnuszek z litrem zmiksowanych owoców. Gdy nagrzały się solidnie odstawiła naczynie z ognia i wsypawszy dwie galaretki brzoskwiniowe mieszała energicznie nim się całkowicie nie rozpuściły.
-Kasza manna...
Ignorując pełne wyrzutu mamrotanie, wieśma skroiła z biszkoptu wierzch i zamknąwszy ciasto w obręczy tortownicy nasączyła brzoskwiniowym syropem i wylała na nie mus zmieszany z galaretkami. Zaniosła biszkopt do lodówki i szczęśliwa, że Smok zajął się ukradkowym podgryzaniem okrawków ciasta, zabrała się za przygotowywanie kolejnej warstwy tortu.
Ugotowała kaszę manną (na 4 szklanki po 200ml) mleka szklanka kaszy), utarła kostkę miękkiego masła ze szklanką cukru pudru dodając opakowanie cukru z prawdziwą wanilią. Udając że nie widzi udręczonego spojrzenia złotych ślepi, dodawała do makotry po łyżce zimnej kaszy ucierając ją z masłem tak długo aż zamieniła się na puszysty krem.
-Powinieneś pozbyć się uprzedzeń. -zagadnęła, rozprowadzając krem na zastygniętym, brzoskwiniowym musie. -Pamiętasz, jak uczyłeś mnie jeść koperek? -dodała, gdy już ponownie zaniosła tort do lodówki.
-Kasza manna nie jest zielona. I karmi się nią niemowlęta! -odburknęło z kuchennego kąta.
-Każdy facet ma coś z dziecka. -Margo postanowiła nie rozwijać tematu zielonej kaszy. -Gdybyś nie wiedział z czego zrobiłam krem, nawet byś nie poznał.
-Akurat. -Smok pozbierał ostatnie okruchy biszkoptowej góry i teraz patrzył jak wieśma rozpuszcza kolejne dwie galaretki w trzech szklankach gorącej wody. -Myślisz, że jak ją zamaskujesz to dam się nabrać? -zapytał, gdy wylewała tężejącą galaretkę na zastygnięty krem.
-Myślę, że się nie powstrzymasz, żeby nie spróbować. -odparła, niosąc ciasto do spiżarni.
I miała rację. Na drugi dzień Smok zmęczony udręką oczekiwania dopiero po trzecim kawałku tortu przypomniał sobie o kaszy....ale że bardzo nieelegancko jest mówić z pełną paszczą, więc przemilczał a Margo taktownie nic mu nie wypomniała...

*Zamiast domowego biszkoptu można użyć gotowego blatu tortowego lub ciastek biszkoptowych.
** Jeśli chcecie dowiedzieć się skąd bierze się tornado w słoiku, zapraszam do lektury baśni „Smoczna kuchnia - czyli "Warczący serek".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz