Tuman pyłu wzniecony kopytami ciężkiego,
potężnego wierzchowca osiadł na gospodarskich płotach flankujących drogę
przez wieś. Chrzęst zbroi, brany początkowo za oznakę zbliżania się
druciarza, wyłowił z ogrodów parę zaciekawionych głów.
-Znowu...-kobieta
otarła wierzchem dłoni spocone czoło. Upał panował okrutny. Lato
walczyło do upadłego, z uporem rozkapryszonego dziecka przypiekając
suknię jesieni.
-Ano..-westchnęła druga, prostując grzbiet zgięty
nad zagonem. Opierając się o trzonek motyki spojrzała za chrzęszczącym
przez wieś rycerzem. -Ja to tylko czekam, kiedy on się
zdenerwuje...-mruknęła bardziej w przestrzeń, niż do sąsiadki.
-Za leniwy na nerwy...
Rycerz zaś pędził. Przeleciał huraganem przez wieś i wpadł w kojący
cień leśnej dróżki. Zbroja chrzęściła, wielkie kopyta dudniły ponurym
werblem wieszczącym zagładę sielskiej sceny rozgrywającej się na
polanie, ku której zmierzał zbrojny.
Margo pośliniła koniec grubej,
lnianej nitki i mrużąc jedno oko starała się nawlec poczerniałą od
śniedzi igłę. -Nie wierć się! -burknęła, gdy świat zafalował głębokim
oddechem.
-Przecież się nie wiercę. -odpowiedź załaskotała ją urażoną godnością. -Mam przestać oddychać?!
Wieśma już nic nie rzekła. Popołudnie było zbyt piękne, by trawić je na
kłótnię, w której i tak nikt by nie wygrał. Spłachetek spalonej trawy
dookoła żałosnych szczątków drewutni wciąż przypominał o możliwych
konsekwencjach zbyt gwałtowniej wymiany zdań z adwersarzem.
Umościła się więc tylko wygodniej w zgięciu potężnej, łuskowatej łapy i jęła nanizywać na nitkę kapelusze muchomorów.
-Będziesz to jadła? -wesołość łaskotała jeszcze bardziej niż urażona
duma. -Pamiętasz co się stało, gdy wypiłaś wywar z bezwstydnika?
-Nie piłam żadnego wywaru! -oczywiście, że pamiętała. Pokraśniałe niczym
polne maki policzki dobitnie pokazywały, że wieśma łże jak z nut. No
cóż. Mało kto lubi się przyznawać do pewnych...hm...wypadków przy pracy.
-Jasne...-zadudnił powstrzymywany chichot. -To po co te muchomory?
-Kształtowanie przestrzeni medialnej, mój drogi. -Margo wstała i
rozwiesiła wianuszek czerwonych kapeluszy między dwoma żerdziami tuż
przed smoczym pyskiem. -Dmuchaj! Tylko z wyczuciem!
-To znaczy? -zielonozłote łuski zalśniły, gdy smok obrócił łeb w kierunku grzybów. Z jego nozdrzy uleciał biały kłaczek pary.
-To znaczy...-Margo zabrała się za kolejny kosz muchomorów -że ludzie
oczekują pewnej dekoracji. Bez sowy, latającej miotły czy dzieciaków w
klatce nie jestem wiarygodna!
-No skoro koniecznie chcesz dzieciaki...-parsknięcie przypaliło dolną girlandę czerwonych kapeluszy.
-Uważaj! -rozeźliła się wieśma. -Nie chcę dzieciaków. Chcę muchomory! Wyglądają ładniej i nie wrzeszczą.
Smok zarechotał gardłowo i przewrócił złotymi oczyma. Odkąd poznał
Margo, doprowadzanie tej pchły do szewskiej pasji stało się jego
ulubioną rozrywką.
-Ktoś jedzie. -kobieta z ulgą powitała rudawy tuman kurzu zmierzający w ich kierunku. -Chyba druciarz...
Rycerz pędził.
W pełnej zbroi, pod palącymi promieniami słońca czuł, że lada chwila
wyzionie ducha walki. Pić mu się chciało okrutnie, pancerz uwierał a
sama misja ratowania dziewicy nie wydawała się już tak ponętna jak w
chłodnych, zamkowych murach. Gdy jednak zobaczył scenę rozgrywającą się
na polanie ściągnął wodze wierzchowca, z siodła zeskoczył i chrzęszcząc
okrutnie zbliżył się do chruśniaka otaczającego wieśmowe gospodarstwo. W
dłoni trzymał kawałek pergaminu. Po żółtej barwie kartki i artystycznie
wystrzępionych, nadpalonych brzegach, można było się domyślić iż ów
pergamin jest nośnikiem nader niebezpiecznego zaklęcia. W istocie.
Wystarczyło parę niezrozumiałych słów i sylwetkę wojownika przyoblekł
błękitnawy nimb czaru.
-Stań! Smoku! -rycerz zadudnił pod opuszczoną przyłbicą, miecz w kierunku potwora wyciągając.
-Nie mogę. Grzyby suszę. -burknęło smoczysko. -Przyjdź później.
-Stań do walki, ty potworna, oślizła gadzino!
-Naprawdę jestem oślizły?! -złote ślepia z niepokojem spojrzały na Margo.
-A skądże. -wieśma uśmiechem dodała mu otuchy. -On cytuje „Samouczek
błędnego rycerza dla zagubionych”. Z tego co pamiętam teraz powinno być
„wywłoko z samego dna piekielnych czeluści!” -chwyciła kabłąk kosza i
odeszła parę kroków, by przysiadłszy na przyzbie obserwować starcie z
bezpiecznej perspektywy.
-Stań do walki! Wywłoko z samego dna piekielnych czeluści! -zadudnił rycerz.
-O. Faktycznie. -uradował się smok.
-Nie dosięgnie mnie ni twój kieł, ni pazur ni ogień plugawy!
-Zaraz tam plugawy. Myję zęby przecież....
Rycerz, najwyraźniej rozochocony bezruchem przeciwnika jak i wiarą w
zaklęcie przybliżył się do nich na wyciągnięcie zbrojnego ramienia.
-Giń! -ryknął, godząc mieczem w pierś potwora.
Smok puknął go pazurem w hełm. Człek stęknął cicho i runął na ziemię pociągając za sobą błękitnawą mgiełkę zaklęcia.
Margo zostawiwszy muchomory ukucnęła przy nieprzytomnym rycerzu. Z
niemałym trudem uniosła mu przyłbicę. Przesunęła palcem po zbroi,
zbierając na opuszek nieco błękitnej mgiełki. -”De finito moskito”
-spojrzała na smoka. -Od tylu lat sprzedają je jako zaklęcie zabijające
smoki. Chyba dlatego, że jesteś irytujący niemal tak jak komar!
-Niemal...-melancholijnie westchnął smok.
Obrazek znaleziony w internecie. Ktoś zna autora?
ps. I kolejny raz AniaZosia okazała się nieocenionym tropicielem. Obraz pochodzi z galerii: http://killskerry.deviantart.com/
Cudo! Muchomorzasta, smakowita scena;)
OdpowiedzUsuńTrochę uśmiechu wśród poważnych tematów ;)
Usuńmisja ratowania dziewicy....
OdpowiedzUsuńSkoro Ci to nie przeszkadza , to wlasnie te slowa, ktore raz rosmieszaja,raz zastanawiaja, raz przenosza w czasie bede Ci podpisywac ? A Tobie , ktore sie najbardziej podoba tym razem ?
Najbardziej podoba mi się ten fragment : "-Stań! Smoku! -rycerz zadudnił pod opuszczoną przyłbicą, miecz w kierunku potwora wyciągając.
Usuń-Nie mogę. Grzyby suszę. -burknęło smoczysko. -Przyjdź później."
Jest kwintesencją TEGO smoka. :D Jakbym go widziała. I jeszcze ta znudzona mina...
wyszłoby że autorem jest Kasey Gifford (Killskerry)
OdpowiedzUsuńhttp://killskerry.deviantart.com/art/May-The-Reluctant-Dragon-70634784
http://smashingpicture.com/cool-illustrations-by-kasey-gifford/
to było trudniejsze niż poprzednio :)
Jesteś nieoceniona!! Dziękuję!
UsuńDe finito moskito potrzebne od zaraz! Już zaczynają atakować te bestie przebrzydłe.
OdpowiedzUsuńOj tak. Choć mnie chyba jakiś Iluminati ujadł w stopę, bo spuchła i w miejscu ugryzienia pojawił się czerwony trójkąt. Serio O.o
UsuńA może smok by przeganiał komary ? Jeśli tak to Go zatrudniam :) A grzyby do suszenia też się znajdą . Czyli na komary smok potrzebny od zaraz .
OdpowiedzUsuń