Portal podróżny pojawił
się za stodołą strasząc kota i denerwując Margolotę.
Każdy by się chyba
zdenerwował, gdyby wychodząc z wygódki zobaczył przed sobą dwie kolumny
wyglądające bardzo starożytnie i szalejący między nimi wir światła, skrzący się
magicznymi wyładowaniami uziemianymi na wąsach kota.
Do jednej z kolumn
przyczepiono fantazyjnie zawinięty pergamin, na którym ktoś wykaligrafował
krótką notatkę: „Pilne”, podkreślając ją sugestywną trójcą wykrzykników.
Skoro pilne to pilne. Cóż
zrobić.
Wieśma zajrzała tylko do
chaty, powiedziała, że nie będzie jej jakiś czas, zabrała torbę z niezbędnymi
drobiazgami i dziarsko wkroczyła między kolumny. Wprost w błękitnawy wir.
Jak się słusznie
domyślała, czekano na nią niecierpliwie.
Okolony krużgankami podwórzec
świątyni wesoło przypiekało południowe słońce, mające za nic powagę sytuacji.
Pot sklejał ciężkie od strojnych haftów szaty kapłanów i rajców miejskich,
łaskoczącymi strumyczkami spływał spod wyszywanych klejnotami czapek, gdy brnąc
po kostki w złocistym piasku tłumie prowadzili wieśmę ku ratuszowi.
Piasek był niemal
wszędzie. Pokrywał kocie łby ulicznego bruku, przesypywał się przez cembrowinę
miejskiej fontanny zatykając pyszczki marmurowych ryb, dusił różane krzewy na
klombach dookoła ratusza. Panoszył się na całego, łapiąc kobiety za suknie,
unieruchamiając koła powozów i doprowadzając do rozpaczy rycerzy, którym głośno
zgrzytał pomiędzy płytami zbroi.
- Mamy kłopot. – rozpoczął
grobowo burmistrz, gdy tylko zamknięto za nimi ciężkie, rozrzeźbione drzwi
ratusza. – Z magiem pustynnym.
Cała delegacja westchnęła
ciężko.
- Zjawił się u nas wczesną
wiosną. Huknęło, błysnęło i stoi taki cudak w złotych ciżmach z wywiniętymi
noskami, jedwabnych szarawarach, wyszywanej kamizelce i ręczniku na głowie, z
którego sterczy rubin wielkości wolego oka. Mruczy coś, ręce składa i kłania
się raz za razem zamiatając brodą ulicę. Od słowa do słowa okazało się, że ta
kraina tak mu się spodobała iż zamierza tu osiąść na stałe i w zamian za usługi
magiczne prosi o prawo zamieszkania gdzieś w okolicy. Czemu nie? Własny mag, w
dodatku tak potężny to przecież uśmiech losu! Przyznaliśmy mu więc kwaterę w
samym mieście i na początku to nawet dobrze nam się żyło. Grzeczny był, nikomu
nie wadził. Ba. Pomagał nawet statki do portu bezpiecznie sprowadzać ale potem…
- Myśleliśmy, że to wiatr
piasek z wydm nawiewa ale on z domu maga szedł.
– kapłan bezradnie rozłożył ręce.
– Było go coraz więcej i więcej a mag tylko ramionami wzruszał i mówił,
że jest mu do czarów potrzebny. Ludzie zaczęli biadolić, że im do domów wlatuje.
A on na to, że lubi piasek, że to jego magia. No tośmy się zebrali, żeby go
wyrzucić z miasta, ale taką burzę piaskową rozpętał, że rycerzom do dziś w
zbrojach zgrzyta.
- Poradź coś, bo nam
kraina zginie. – jęknął burmistrz.
I wieśma obiecała, że
postara się pomóc.
Brnąc w miałkim piasku
udała się wprost do domu maga. Otworzył jej, rzucając czujne spojrzenie spod
krzaczastych brwi. Nie dostrzegłszy wideł ani innych środków przemocy ludowej
odsunął się nieco, wpuszczając Margolotę do środka.
- Lubię piasek. Czerpię z
niego siłę. Muszę się nim otaczać. – odparł na łagodne pytanie, czemu zamienia
w pustynię żyzną i zieloną krainę. – Sprowadzam piasek przez portal z
ojczystego Zamorza. Nie mogę bez niego żyć!
- Rozumiem.
- Ale…jak to? Tak po
prostu mówisz, że mnie rozumiesz?
- Oczywiście, że cię
rozumiem. Sama nie umiem żyć bez Prastarej Puszczy. Czerpię z niej siłę, swoją
moc, magię. Czemu z tobą ma być inaczej? Tylko widzisz, ja nie sadzę drzew tam,
gdzie tych drzew być nie powinno. Tam, gdzie przeszkadzały by innym. Pamiętaj,
ta kraina nie jest Zamorzem. Rządzi się swoimi prawami i jeśli chcesz tu
zostać, powinieneś je zaakceptować. Masz wokół domu sporo miejsca. Nikomu nie
zawadzi, jeśli wypełnisz je piaskiem i utrzymasz w ryzach jednym, prostym
zaklęciem. Musisz zasypywać całe miasto? – mówiła jeszcze długo. O zielonych
łąkach, o kwiatach. O tym wszystkim, czego w Zamorzu było tak niewiele a czego
tutaj miał pod dostatkiem. Pozwoliła mu patrzeć swymi oczyma, zrozumieć.
Przypomnieć sobie o tym, czym zachwycił się przybywając do tej krainy przed
paroma miesiącami. A mag słuchał. I w miarę tego słuchania cofał się piasek z
miejskich ulic, znikał z fontanny i klombów. Pozostał jedynie w otoczeniu domu
Zamorskiego Maga i w szczelinach rycerskich zbroi.
Lela
Autorem ilustracji jest Willian Murai
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz