5 wrz 2016

Miejsce na Ziemi



Portal podróżny pojawił się za stodołą strasząc kota i denerwując Margolotę.
Każdy by się chyba zdenerwował, gdyby wychodząc z wygódki zobaczył przed sobą dwie kolumny wyglądające bardzo starożytnie i szalejący między nimi wir światła, skrzący się magicznymi wyładowaniami uziemianymi na wąsach kota.
Do jednej z kolumn przyczepiono fantazyjnie zawinięty pergamin, na którym ktoś wykaligrafował krótką notatkę: „Pilne”, podkreślając ją sugestywną trójcą wykrzykników.
Skoro pilne to pilne. Cóż zrobić.
Wieśma zajrzała tylko do chaty, powiedziała, że nie będzie jej jakiś czas, zabrała torbę z niezbędnymi drobiazgami i dziarsko wkroczyła między kolumny. Wprost w błękitnawy wir.
Jak się słusznie domyślała, czekano na nią niecierpliwie.
Okolony krużgankami podwórzec świątyni wesoło przypiekało południowe słońce, mające za nic powagę sytuacji. Pot sklejał ciężkie od strojnych haftów szaty kapłanów i rajców miejskich, łaskoczącymi strumyczkami spływał spod wyszywanych klejnotami czapek, gdy brnąc po kostki w złocistym piasku tłumie prowadzili wieśmę ku ratuszowi. 
Piasek był niemal wszędzie. Pokrywał kocie łby ulicznego bruku, przesypywał się przez cembrowinę miejskiej fontanny zatykając pyszczki marmurowych ryb, dusił różane krzewy na klombach dookoła ratusza. Panoszył się na całego, łapiąc kobiety za suknie, unieruchamiając koła powozów i doprowadzając do rozpaczy rycerzy, którym głośno zgrzytał pomiędzy płytami zbroi. 
- Mamy kłopot. – rozpoczął grobowo burmistrz, gdy tylko zamknięto za nimi ciężkie, rozrzeźbione drzwi ratusza. – Z magiem pustynnym.
Cała delegacja westchnęła ciężko.
- Zjawił się u nas wczesną wiosną. Huknęło, błysnęło i stoi taki cudak w złotych ciżmach z wywiniętymi noskami, jedwabnych szarawarach, wyszywanej kamizelce i ręczniku na głowie, z którego sterczy rubin wielkości wolego oka. Mruczy coś, ręce składa i kłania się raz za razem zamiatając brodą ulicę. Od słowa do słowa okazało się, że ta kraina tak mu się spodobała iż zamierza tu osiąść na stałe i w zamian za usługi magiczne prosi o prawo zamieszkania gdzieś w okolicy. Czemu nie? Własny mag, w dodatku tak potężny to przecież uśmiech losu! Przyznaliśmy mu więc kwaterę w samym mieście i na początku to nawet dobrze nam się żyło. Grzeczny był, nikomu nie wadził. Ba. Pomagał nawet statki do portu bezpiecznie sprowadzać ale potem…
- Myśleliśmy, że to wiatr piasek z wydm nawiewa ale on z domu maga szedł.  – kapłan bezradnie rozłożył ręce.  – Było go coraz więcej i więcej a mag tylko ramionami wzruszał i mówił, że jest mu do czarów potrzebny. Ludzie zaczęli biadolić, że im do domów wlatuje. A on na to, że lubi piasek, że to jego magia. No tośmy się zebrali, żeby go wyrzucić z miasta, ale taką burzę piaskową rozpętał, że rycerzom do dziś w zbrojach zgrzyta.
- Poradź coś, bo nam kraina zginie. – jęknął burmistrz.
I wieśma obiecała, że postara się pomóc.
Brnąc w miałkim piasku udała się wprost do domu maga. Otworzył jej, rzucając czujne spojrzenie spod krzaczastych brwi. Nie dostrzegłszy wideł ani innych środków przemocy ludowej odsunął się nieco, wpuszczając Margolotę do środka.
- Lubię piasek. Czerpię z niego siłę. Muszę się nim otaczać. – odparł na łagodne pytanie, czemu zamienia w pustynię żyzną i zieloną krainę. – Sprowadzam piasek przez portal z ojczystego Zamorza. Nie mogę bez niego żyć!
- Rozumiem.
- Ale…jak to? Tak po prostu mówisz, że mnie rozumiesz?
- Oczywiście, że cię rozumiem. Sama nie umiem żyć bez Prastarej Puszczy. Czerpię z niej siłę, swoją moc, magię. Czemu z tobą ma być inaczej? Tylko widzisz, ja nie sadzę drzew tam, gdzie tych drzew być nie powinno. Tam, gdzie przeszkadzały by innym. Pamiętaj, ta kraina nie jest Zamorzem. Rządzi się swoimi prawami i jeśli chcesz tu zostać, powinieneś je zaakceptować. Masz wokół domu sporo miejsca. Nikomu nie zawadzi, jeśli wypełnisz je piaskiem i utrzymasz w ryzach jednym, prostym zaklęciem. Musisz zasypywać całe miasto? – mówiła jeszcze długo. O zielonych łąkach, o kwiatach. O tym wszystkim, czego w Zamorzu było tak niewiele a czego tutaj miał pod dostatkiem. Pozwoliła mu patrzeć swymi oczyma, zrozumieć. Przypomnieć sobie o tym, czym zachwycił się przybywając do tej krainy przed paroma miesiącami. A mag słuchał. I w miarę tego słuchania cofał się piasek z miejskich ulic, znikał z fontanny i klombów. Pozostał jedynie w otoczeniu domu Zamorskiego Maga i w szczelinach rycerskich zbroi.

Lela



Autorem ilustracji jest Willian Murai

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz