Stary zegar stojący w rogu niewielkiego
saloniku wybił jedenastą. Mężczyzna rzucił spłoszone spojrzenie w stronę
cyferblatu, jednak odetchnął z ulgą widząc, że została jeszcze godzina
spokoju. Gabinet tonął w miękkim półmroku.
Ciepły blask lampy stojącej na ciężkim, dębowym biurku obrysowywał
kontury mebli, ślizgał się po grzbietach książek, nikł wchłonięty w
ciemną zieleń ścian. Mimo późnej wiosny w kominku suto napalono. Choć
dni bywały coraz cieplejsze, wraz z wieczorem nadciągało nieprzyjemne,
wilgotne zimno a teraz, gdy po grzbiecie właściciela hotelu wędrowały
lodowate palce strachu, wesoły trzask płomieni był jeszcze bardziej
pożądany.
Oczywiście, że mógł opuścić hotel. Uciec jak reszta służby
i wszyscy goście. Tylko to oznaczałoby poddanie się, całkowitą klęskę w
wojnie, jaką toczył od paru ładnych lat. Teraz, gdy wszystko wydawało
się stracone przypadkowo zasłyszana rozmowa tchnęła w hotelarza nową
nadzieję. Może wieśmie z Prastarej Puszczy uda się to, co nie udało się
magom, spirytystom, łowcom i całej wesolutkiej menażerii zatrudnianej
przez właściciela hotelu na przestrzeni ostatnich parunastu miesięcy?
Oby tylko skusiła ją wysoka zapłata...
Mężczyzna skulił się w fotelu
obrysowanym kredą skropioną łzami najstarszej dziewicy i mocniej
zacisnął dłonie na srebrnym amulecie. Dwanaście posępnych uderzeń
rozerwało ciszę na strzępki mrocznego strachu.
***
„O wielka
Magini!” -Margo przerwała czytanie i raz jeszcze spojrzała na adres.
Wszystko się zgadzało, niemniej zwrot grzecznościowy na początku listu
wprowadził wieśmę w lekką konsternację.
„O wielka Magini” -podjęła
lekturę i tylko od czasu do czasu zerkała na Smoka, czy aby tekst robił
na nim odpowiednie wrażenie. „Nieszczęście mię wielkie spotkało i tuszę
iż ty jedyna będziesz w stanie zdjąć ów ciężar z mych barków”
-Obudź mnie jak przejdzie do konkretów. -rozwidlony język mlasnął w ziewającej paszczy.
-Pisze, że jakieś upiory nawiedzają jego hotel i nijak się ich pozbyć
nie może. -wieśma westchnęła, szybko przebiegając wzrokiem tekst pełen
słownych zakrętasów i figur stylistycznych, od których polonista
dostałby zmysłowych dreszczy. -W sumie to się nie dziwię, bo hotel
zbudował w miejscu gdzie kiedyś stał Urząd Podatkowy.
-Aj...-Smok podrapał się w łuskowaty kark. -No to przepadło. Nawet ja nie dam rady ich przepędzić.
-A egzorcyzmy?
-Tylko by ci je podatkiem obłożyły.
-Ten człowiek liczy, że mu pomogę. -wieśma rzuciła pergamin na stół i
podparłszy brodę złożonymi dłońmi westchnęła ciężko. -Włożył w ten hotel
cały swój majątek. Jeśli nic się nie uda zrobić zostanie bez grosza
przy duszy.
-A może mógłby zarobić na tych upiorach? -złote oko
mrugnęło do Margo łobuzersko. -Jeśli to duchy poborców podatkowych, to
tylko w ten sposób mogą odpokutować za swoje występki.
-Jak? Goście hotelowi uciekają z krzykiem.
-A więc trzeba znaleźć takich, którzy nie uciekną, moja droga...Magini.
-Smok zakrztusił się teatralnie, kryjąc trudny do powstrzymania śmiech.
***
Hotel „Promyk Słońca” wcale nie wyglądał na miejsce nawiedzane przez
upiory. Zbudowany z czerwonej cegły, dwupiętrowy budynek promieniował
nowoczesnym szykiem dającym gościom do zrozumienia, że zastaną w nim nie
tylko wygodne łóżka o bezszmerowych materacach ale i łazienki z bieżącą
wodą. To, że woda bieżała w wiadrach dźwiganych przez służbę stawało
się mało znaczącym drobiazgiem. Znacznie ważniejsze było to, że sama
służba, nawet ta najodważniejsza, dała nogę już jakiś czas temu i teraz
jedyną osobą mieszkającą w hotelu był właściciel. No i duchy, choć one
pojawiały się dopiero z wybiciem północy. Upiornie punktualne i z
upiornym poczuciem obowiązku. Teraz właśnie snuły się po korytarzach
podzwaniając sakiewkami pełnymi pieczątek i klekocząc zszywaczami. Od
czasu do czasu pukały do drzwi pokojów, zawodząc wyzutym z emocji
głosem.
-Faktycznie, ciężko z nimi wytrzymać. -wieśma siedziała w
miękkim, przytulnym fotelu i z niezmąconym spokojem mieszała herbatę
srebrną łyżeczką. -Już trzy razy pytały mnie o podatek od posiadania
Smoka. -uśmiechnęła się do Hotelarza skulonego na sąsiednim fotelu.
-Urocze, prawda?
-Błagam. Wypędź je stąd...-mężczyzna pisnął cienko, gdy kolejna, trupio blada twarz przeniknęła przez ścianę.
-PIT 36...-wyjęczała, wyciągając z widmowej teczki plik widmowych dokumentów.
-Przez was nie mam żadnych dochodów! -wybełkotał Hotelarz, trzęsąc się niczym osika. -A kysz!
-Ale mógłby pan mieć. -porcelana zadzwoniła cichutko, gdy Margo
odstawiała pustą filiżankę na blat biurka. -Nie ma pan pojęcia jak modne
są nawiedzone miejsca. Na samych konferencjach spirytystów zarobiłby
pan krocie, nie mówiąc o kongresach Miłośników Zjawisk Niewyjaśnionych
czy Niedzielnych Kółek Wirujących Stolików. Raz na jakiś czas mógłby pan
też urządzać poligony doświadczalne dla Łowców Duchów...Założę się, że
sława pańskich niezniszczalnych upiorów w mig obiegłaby całą krainę.
-Tak myślisz? -mężczyzna nieśmiało spojrzał na mgielne widmo wertujące plik kartek gęsto pokrytych krwistymi pieczątkami.
-Ależ oczywiście! Wystarczy tylko wprowadzić drobne zmiany w wystroju wnętrz no i samej nazwie hotelu.
***
Stało się tak, jak mówiła wieśma. Nie minęło parę miesięcy a hotel
„Mroczny księżyc” stał się znany nie tylko w najbliższej okolicy ale i
poza granicami krainy. Czarne jak smoła powozy zapełniały dziedziniec
posępnym brakiem wolnych miejsc a pokoje trzeba było rezerwować na wiele
tygodni wprzód, żeby tylko móc spocząć w czarnej, atłasowej pościeli i
słuchać upiornych jęków niosących się po korytarzach.
A Hotelarz? Hotelarz wypełniał zeznania podatkowe.
Autorem iście upiornego obrazu jest: http://velinov.deviantart.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz