Skalne ściany rozchyliły się nagle jak kurtyna
po teatralnym antrakcie. Chwilowa ciemność przejścia ustąpiła dusznej
szarości, z której z wolna jęły wynurzać się otulone mgłą kształty.
Zniknął gdzieś pył pokrywający dno wąwozu a pod stopami Margo pojawiła się posadzka gładka niczym polerowany onyks.
Suknia omiatała połyskującą czerń, burząc siwy opar snujący się tuż nad
powierzchnią ziemi, gdy wieśma szła między dwoma rzędami czarnych,
opalizujących kolumn.
Sala przytłaczała swym ogromem i pustką,
zdawała się pochłaniać wszelkie dźwięki. Szelest sukni milkł duszony
mgłą oplatającą nogi wieśmy tak, jakby nawet echo wycofało się lękliwie
pod spojrzeniem wysokich okien. Przez pociętą szprosami taflę szkła
sączył się mdły poblask trupiego srebra, pełznący leniwie po posadzce w
stronę stopni podwyższenia. Na podwyższeniu ustawiono dwa onyksowe
krzesła o wysokich oparciach. Jedno z nich było zajęte.
Kobieta
spoczywająca na tronie mogła wydać się posągiem ukształtowanym w
kamieniu przez czyjąś mistrzowską rękę. Czerń włosów spływała lśniącymi
pasmami na kruczą suknię ginącą w powodzi mgły. Alabastrowe dłonie
nieruchomo wspierały się o rozrzeźbione podłokietniki, twarz ocieniał
kaptur naciągnięty tak głęboko, że wieśma mogła dostrzec jedynie zarys
delikatnego łuku ust.
-Przyszłaś tu po niego.
Margo znała ten głos. Słyszała go codziennie. Towarzyszył jej od chwili narodzin. Był częścią jej samej.
Królowa powoli zsunęła kaptur na ramiona. W czarnych oczach tliło się wspomnienie zieleni.
-Wiedziałam, że będziesz próbowała go odnaleźć, ale nie sądziłam, że uda ci się zajść aż tutaj.
-Gdzie on jest?
-Nie boisz się mnie? -cień uśmiechu przemknął przez alabastrową twarz.
-Czemu mam się bać? -Margo pozwoliła, by ćma usiadła na jej dłoni.
Łaskoczący dotyk maleńkich nóżek pozwalał jej zachować świadomość
przynależności do innego świata.
-Ludzie boją się mrocznej części
swojej natury. Boją się śmierci, lękają tego, co nie jest światłem.
-Królowa wstała z tronu i otoczona powodzią połyskującej sukni, spłynęła
miękko ze stopni podwyższenia stając tuż przy wieśmie. Margo zadygotała
czując tchnienie lodowatego wiatru.
-To prawda. Ale jeśli nie zaakceptujemy naszych cieni, będziemy niekompletni.
-Brawo. Zatem jesteś gotowa oddać życie za Bajarza?
-Jestem gotowa wrócić z nim do światła. Ty Pani sięgnęłaś po coś, co
nie jest ci przynależne i dlatego nie możesz zebrać plonu jakiego
pragnęłaś.
-On po prostu potrzebuje czasu! -usta Królowej ściągnął gniewny grymas.
-Potrzebuje życia. -szepnęła wieśma. -Magia baśni nie rodzi się z
nicości. To słowa w które tchnięto moc kreacji. Tu jest tylko
popiół...Oczekujesz od Sinigera by czerpał z wyschniętej studni?
-Chcę by tchnął życie w ten świat! Popatrz. -alabastrowa dłoń zatoczyła krąg. -Popiół. Duszący, martwy popiół!
-To twoje królestwo, Pani. Nie można oczekiwać od zimy by rozkwitła
wiosennym kwieciem ale możemy sprawić, że sama zima stanie się piękna.
-Jak mam to uczynić? Przysięgam. Pozwolę odejść Bardowi, jeśli tylko powiesz mi jak mam tego dokonać.
Ćma przefrunęła miękko na skraj kaptura Margo, gdy ta rozchyliła poły
płaszcza wysupłując z zanadrza małe zawiniątko. Nawet przez zgrzebny
materiał było widać pulsujące światło.
-Co to jest? -lodowate palce Królowej drapieżnie wyciągnęły się po blask otulony dłońmi Margo.
-To Siniger. -wieśma rozwinęła lnianą szmatkę. Maleńki ptaszek poruszył
delikatnie skrzydłami, budząc się z letargu. Był szary a jednak w tej
szarości mieniły się barwy świata otulonego blaskiem księżyca.
Przywoływał wspomnienie zapachu bzu, nocy rozszeptanej poezją i ciszy,
jaka zapada gdy uspokajają się oddechy kochanków.
Szary łebek muśnięty srebrnym światłem podniósł się powoli a na Królową spojrzał połyskujący koralik oka.
-Jesteś częścią mnie, Pani. A to...-słowik usiadł na kciuku wieśmy,
wczepiając się w skórę kobiety czarnymi pazurkami. -A to część Sinigera,
przynależna do twojej dziedziny. Jego śpiew wplecie się w sen
podziemnego świata i dokona tego, czego nie mógł dokonać trel sikorki.
-Tak różne i jednocześnie będące częścią jednej całości. -Pani uniosła
kąciki warg w uśmiechu , gdy szary ptaszek z furkotem skrzydeł poderwał
się do lotu, by przysiąść na alabastrowym ramieniu Królowej. -I
zostawisz mi go bez żalu?
-Przecież zostawiam go sobie. -wieśma mocniej otuliła się peleryną. -Tak jak ty go oddajesz.
Autorem obrazu jest Karol Bąk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz