14 maj 2014

__część4__

-Wstań. -ciepły głos który znała tak dobrze sprawił, że otworzyła piekące od pyłu oczy. -Wiedziałem, że mnie odnajdziesz. Chodź. Chodź ze mną
-Siniger? -podniosła się z kolan, odruchowo otrzepując suknię. Dłoń mężczyzny kusiła, by uścisnąć ją, poczuć ciepło pulsującego tętna. Był tak żywy, że aż nierealny w owym martwym świecie. Lśnił niczym płomień rozkwitły nagle w głębi spopielonego ogniska. -Mam iść? Gdzie? -wyszeptała, zatrzymując palce tuż nad wyciągniętą ręką bajarza.
-Jak to gdzie? Naprawdę nie wiesz? -w oczach mężczyzny szalał ogień. -Do mojego domu. -uśmiechnął się tkliwie. -Do naszego domu, Margo. Przecież tego właśnie chcesz. Odnalazłaś mnie, bo szłaś za swoim pragnieniem. Tutaj, gdy zostajemy odarci ze świadomości życia możesz nareszcie przestać być wieśmą, tak jak ja nie jestem już bajarzem.
-Nie można budować domu w świecie pozbawionym życia. -kobieta cofnęła dłoń. -Życie i śmierć przenikają się nawzajem i Siniger doskonale o tym wie. Nie można istnieć tylko w jednym ze światów, bo energia powstaje właśnie tam, gdzie mrok przechodzi w światło, gdzie światło rozprasza mrok. Gdzie słońce topi zimowy lód i gdzie mróz strąca z drzew ostatnie liście.
-Przeczysz sobie, Margo. Jak możesz szukać energii w nadciągającej zimie, warzącej ostatnie kwiaty, odbierającej ziemi miękkość zielonego kobierca? To śmierć a nie życie.
-To naturalny cykl przemiany i odrodzenia. Rezygnując ze śmierci rezygnujemy z życia. -wieśma zagryzła usta spieczone suchym powietrzem. -Nie...Nie pójdę za tobą. Jesteś tylko moim lękiem.
-Lękiem? -mężczyzna wybuchnął kpiącym śmiechem. -Zatem boisz się swojego bajarza?
-Nie. -wieśma spojrzała w ogniste oczy. -Boję się go stracić. -odwróciła się od Obcego. -Ale czasem...tylko tracąc można coś odzyskać.
-Nie uda ci się. -pył zasnuwający koryto wyschniętej rzeki uniósł się wokół nóg mężczyzny, wpełzł wyżej szarymi językami mgły zatracając kontury ludzkiej sylwetki. Tylko ogniste oczy lśniły w roztańczonej powodzi miałkiego piasku. -Pani podziemnego świata nigdy nie oddaje tego, co udało jej się zdobyć. To równowaga, którą tak kochasz. Czyż nie? -zachichotał złośliwie nieistniejący głos.
-Mylisz się. -ledwie delikatne drżenie niepokoju wkradło się w słowa wieśmy. -Twoja Pani zabrała go, choć nie należał do niej.
-I co z tego? -czerniejąca chmura pyłu okrążyła Margo w parodii tańca. -Nic na to nie poradzisz, moja mała. Dokonano wymiany na którą ani on ani ty nie macie wpływu. Porzuć nadzieję. Wracaj do swego świata. Nie masz nic, czym mogłabyś go wykupić.
-Przepuść mnie.
-Czemu miałbym to zrobić? -cień nieludzkiego śmiechu osypał się szelestem ziaren piasku. -Jestem pierwotnym lękiem. Strażnikiem pałacu Królowej. Nie jesteś w stanie mnie pokonać. Byłem, jestem i będę wszędzie tam, gdzie mrok pożera światło. Tam, gdzie w ciemności czają się nienazwane ślepia ciszy. Tam, gdzie śmierć dławi ostatni oddech.
-Masz rację. Nie można cię pokonać...ale można zrozumieć. Można zaakceptować, że trwasz gdzieś na granicy świadomości i...mimo wszystko iść dalej. Wtedy po prostu znikniesz. Bez walki. -wyszeptała wieśma wyciągając dłoń w kierunku wirującego pyłu. Ćma przysiadła na kobiecych palcach. -Podejmując walkę zawsze zakładamy, że możemy przegrać. -cichy głos Margo splótł się z narastającym szumem jedwabistych skrzydełek. -Zatem nie będę walczyć. Po prostu pójdę dalej.
Wiatr zakotłował pylistą sylwetką, rozdarł na części niczym szarą zasłonę i ucichł w szmerze osypującego się piasku ukazując ciemniejącą gardziel jaskini kończącej wąwóz. Ćma poderwała się do lotu i zatoczywszy koło nad głową wieśmy, zanurkowała w skalisty mrok.

Obraz pochodzi z galerii: http://pavsys.deviantart.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz