8 kwi 2009

Róże i lawenda

Niepomna naglących zamówień (spokojnie, wszystkie będą na czas), pół wczorajszego dnia spędziłam w ogrodzie sadząc róże. Dwie nowe - o wdzięcznej nazwie Astrid Lindgren - powinne wg. opisu rosnąć nawet na kamieniach i to na Biegunie Północnym; czyli w sam raz nadają się na hardkorowe przeżycia ze mną w roli ogrodniczki.
Pozostałe, błękitnookie arystokratki przesadziłam obok Astrid. Niech się od niej uczą surwiwalu. Poprzednio rosły wśród poziomek gdzie teraz posieję szpinak i inne zieleninki. Moje dzieci uwielbiają szpinak - taki tuszony z czosnkiem i masełkiem - pewnie dla tego, że nigdy nie były faszerowane nim na siłę.
Zastanawiam się, czy obok zieleninek nie zmieściła by się dynia?? Bo sąsiednią grządkę- jak w ubiegłym roku- zagospodaruję ziołowo, między innymi bazylią która rośnie mi tam jak kuzynka baobabów. Obym tylko zdążyła na czas przygotować kolejną rozsadę, bo w zasianą i już kiełkującą nasikała kotka...i musiałam wszystko zaczynać od nowa.
Poczekamy, zobaczymy.
Na razie przedstawiam kolejne pisaneczki (dla znajomej dziatwy) i decoulavendę z mojej pracowni. Ornamenty na chusteczniku miały być odbite stemplem, jednak tusz mi *&*^%^*&%$#* i musiałam namalować je ręcznie.

15 komentarzy:

  1. Laura... niestety, to choroba nieuleczalna. Z gatunku tych które przechodzą dopiero razem z oddychaniem;)

    OdpowiedzUsuń
  2. To co Laura napisała, to święta prawda. Choroba, obłęd i w ogóle zapewne dewiacja. Ja mam akurat dużo wolnego czasu, ale sądząc po komentarzach na innych blogach, wszystkie pracujące dziewczyny także maniacko zaglądają na nowe wpisy...

    Taaa. Zauważyłam, że i Twoje teksty lubię. Dekupażu już nie będę chwalić, bo ileż można, w końcu zaczyna brzmieć jakby nieszczerze i interesownie (ja jej, to ona mnie...) ;-)

    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Lawendę kocham miłością najszczerszą, a róże wszelkie malutkie i duże to miłość wyssana z mlekiem matki (w naszym ogrodzie zawsze rosły najpiękniejsze róże).
    No to jak już za tym "dekupażem" zaczęłam rozglądać to pierwsze co mi wskoczyło przed oczy lawenda i róża.
    Aga z tą chorobą to mnie pocieszyłaś, jak tak jest, to może mi przejść dopiero razem z oddychaniem ;-)))
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Różanej plantacji zazdraszczam, mnie padły piękne krzewy różane. Co do szpinaku, posiałam raz. Pacowicie plewiłam. Podlewałam. Nawoziłam gnojówka z pokrzyw własnoręcznie pędzoną. Chuchałam i dmuchałam. W końcu nadeszły szpinakowe żniwa. Scinałam pół dnia, obmyślając gdzie zamrozić ten zapas na całą zimę. Drugie pół dnia myłam, przebierałam listki.Siekałam. W koncu rzuciłam na patelnię i zrobiła się tego mikroskopijna garsteczka :(( I to było moje ostatnie podejście do hodowli szpinaku:))
    Wesołych i radosnych Świąt Agnieszko; mam nadzieję, ze już nie masz szlabanu na smakołyki:))

    OdpowiedzUsuń
  5. ollu, szlabanu już nie mam aczkolwiek muszę jeść tak, jak kochają się jeże...ostrożnie i powolutku.
    A ze szpinakiem...ha. Zobaczymy;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne Żużaczkowe jajka! od razu wiedziałabym spod czyich paluszków wyszły... :o) zdolnych paluszków. Co do stempli to ja próbowałam z farbą a nie z tuszem, efekt jest inny, bo odciśnięty deseń nie grzeszy równością, bliżej mu do shabby... buśka, to pisałam ja - sisterowa

    OdpowiedzUsuń
  7. Agnieszko jak kociatko chciało dobrze dodało naturalnego nawozu:)

    Różanych krzaczków, krzaków, mam całe mnóstwo
    kocham róże...
    w tym roku nie wiem co sie stało ale 7 pięknych białych krzaków całkowicie padło, przemarzły czy zdechły :((
    kupie sobie nowe jak mi zdejmą gips z nogi:))
    a kwiaty w nich były tak olbrzymie, że nie mieściły się w dwóch dłoniach,
    chyba najpiękniejsze krzewy jakie miałam
    tak mi się smutno zrobiło jak zobaczyłam
    po zimie te suche badyle :(
    Szpinaku nie cierpie, ale czasami podaję,
    mój mąż lubi, wiecej nikt

    Pisaneczki Twoje jak zawsze
    brakuje słów, a lawenda
    wzdychnę głęboko
    i pokuśtykam szlifować moje
    jajeczka,
    może coś umęczę na te święta
    żeby wpaść w lekki samozachwyt :))

    OdpowiedzUsuń
  8. A tam w tej pisaneczce jakaś dziewczynka sie chowa ???
    A chustecznik widziałam na własne łapki - bardzo subtelny

    OdpowiedzUsuń
  9. Basiu, może jeszcze róże "odbiją" ja tak miałam z jedną a okazało się, że pod ziemią młody pęd wypuściła.
    Wróbelku, tak to są pisaneczki z portretami znajomych dzieciaczków.
    Sisterowa, kadź mi kadź....

    OdpowiedzUsuń
  10. Aguś właśnie przykuśtykałam z ogródka
    i widzę ze przy jednej z róż przy samej ziemi coś tam zaczyna kiełkować
    może się odbiją, są naprawde śliczne, szkoda byłoby.

    Ale super pomysł z tymi porteretai dzieciaków,
    właśnie teraz dopiero mnie olśniło że Ty pokazywałaś bombki z buźkami dzieciaczków
    teraz już za późno,
    bo mi wszystko posprzątali:((
    ale na nastepne święta nie zapomnę odgapić
    jeśli pozwolisz,
    ale jak mawiała Ania:"naśladownictwo jest najlepszą formą pochlebstwa"

    OdpowiedzUsuń
  11. Basiu, pomysł i tak nie jest mój - to inspiracja od Ani Jednoskrzydłej;)Więc ja nie mam nic przeciw, Ania pewnie też nie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Życzenia :
    Niech te święta Wielkiej Nocy
    spłyną rzeką Boskiej mocy,
    otuliwszy serce Wasze spokojem i radością.
    Życzymy Wam chwili refleksji i chwil radości spędzonych wspólnie przy rodzinnym stole
    WRÓBELEK

    OdpowiedzUsuń
  13. Ech te gęsie wydmuszki (bo to chyba gęsiowe jaja??:) )...pudełko na chusteczki również urokliwe! pozdrawiam świątecznie!

    OdpowiedzUsuń