Niepomna naglących zamówień (spokojnie, wszystkie będą na czas), pół wczorajszego dnia spędziłam w ogrodzie sadząc róże. Dwie nowe - o wdzięcznej nazwie Astrid Lindgren - powinne wg. opisu rosnąć nawet na kamieniach i to na Biegunie Północnym; czyli w sam raz nadają się na hardkorowe przeżycia ze mną w roli ogrodniczki.
Pozostałe, błękitnookie arystokratki przesadziłam obok Astrid. Niech się od niej uczą surwiwalu. Poprzednio rosły wśród poziomek gdzie teraz posieję szpinak i inne zieleninki. Moje dzieci uwielbiają szpinak - taki tuszony z czosnkiem i masełkiem - pewnie dla tego, że nigdy nie były faszerowane nim na siłę.
Zastanawiam się, czy obok zieleninek nie zmieściła by się dynia?? Bo sąsiednią grządkę- jak w ubiegłym roku- zagospodaruję ziołowo, między innymi bazylią która rośnie mi tam jak kuzynka baobabów. Obym tylko zdążyła na czas przygotować kolejną rozsadę, bo w zasianą i już kiełkującą nasikała kotka...i musiałam wszystko zaczynać od nowa.
Poczekamy, zobaczymy.
Na razie przedstawiam kolejne pisaneczki (dla znajomej dziatwy) i decoulavendę z mojej pracowni. Ornamenty na chusteczniku miały być odbite stemplem, jednak tusz mi *&*^%^*&%$#* i musiałam namalować je ręcznie.
Laura... niestety, to choroba nieuleczalna. Z gatunku tych które przechodzą dopiero razem z oddychaniem;)
OdpowiedzUsuńTo co Laura napisała, to święta prawda. Choroba, obłęd i w ogóle zapewne dewiacja. Ja mam akurat dużo wolnego czasu, ale sądząc po komentarzach na innych blogach, wszystkie pracujące dziewczyny także maniacko zaglądają na nowe wpisy...
OdpowiedzUsuńTaaa. Zauważyłam, że i Twoje teksty lubię. Dekupażu już nie będę chwalić, bo ileż można, w końcu zaczyna brzmieć jakby nieszczerze i interesownie (ja jej, to ona mnie...) ;-)
Pozdrowienia!
Lawendę kocham miłością najszczerszą, a róże wszelkie malutkie i duże to miłość wyssana z mlekiem matki (w naszym ogrodzie zawsze rosły najpiękniejsze róże).
OdpowiedzUsuńNo to jak już za tym "dekupażem" zaczęłam rozglądać to pierwsze co mi wskoczyło przed oczy lawenda i róża.
Aga z tą chorobą to mnie pocieszyłaś, jak tak jest, to może mi przejść dopiero razem z oddychaniem ;-)))
Pozdrawiam
Różanej plantacji zazdraszczam, mnie padły piękne krzewy różane. Co do szpinaku, posiałam raz. Pacowicie plewiłam. Podlewałam. Nawoziłam gnojówka z pokrzyw własnoręcznie pędzoną. Chuchałam i dmuchałam. W końcu nadeszły szpinakowe żniwa. Scinałam pół dnia, obmyślając gdzie zamrozić ten zapas na całą zimę. Drugie pół dnia myłam, przebierałam listki.Siekałam. W koncu rzuciłam na patelnię i zrobiła się tego mikroskopijna garsteczka :(( I to było moje ostatnie podejście do hodowli szpinaku:))
OdpowiedzUsuńWesołych i radosnych Świąt Agnieszko; mam nadzieję, ze już nie masz szlabanu na smakołyki:))
ollu, szlabanu już nie mam aczkolwiek muszę jeść tak, jak kochają się jeże...ostrożnie i powolutku.
OdpowiedzUsuńA ze szpinakiem...ha. Zobaczymy;)
Piękne Żużaczkowe jajka! od razu wiedziałabym spod czyich paluszków wyszły... :o) zdolnych paluszków. Co do stempli to ja próbowałam z farbą a nie z tuszem, efekt jest inny, bo odciśnięty deseń nie grzeszy równością, bliżej mu do shabby... buśka, to pisałam ja - sisterowa
OdpowiedzUsuńAgnieszko jak kociatko chciało dobrze dodało naturalnego nawozu:)
OdpowiedzUsuńRóżanych krzaczków, krzaków, mam całe mnóstwo
kocham róże...
w tym roku nie wiem co sie stało ale 7 pięknych białych krzaków całkowicie padło, przemarzły czy zdechły :((
kupie sobie nowe jak mi zdejmą gips z nogi:))
a kwiaty w nich były tak olbrzymie, że nie mieściły się w dwóch dłoniach,
chyba najpiękniejsze krzewy jakie miałam
tak mi się smutno zrobiło jak zobaczyłam
po zimie te suche badyle :(
Szpinaku nie cierpie, ale czasami podaję,
mój mąż lubi, wiecej nikt
Pisaneczki Twoje jak zawsze
brakuje słów, a lawenda
wzdychnę głęboko
i pokuśtykam szlifować moje
jajeczka,
może coś umęczę na te święta
żeby wpaść w lekki samozachwyt :))
A tam w tej pisaneczce jakaś dziewczynka sie chowa ???
OdpowiedzUsuńA chustecznik widziałam na własne łapki - bardzo subtelny
Basiu, może jeszcze róże "odbiją" ja tak miałam z jedną a okazało się, że pod ziemią młody pęd wypuściła.
OdpowiedzUsuńWróbelku, tak to są pisaneczki z portretami znajomych dzieciaczków.
Sisterowa, kadź mi kadź....
Aguś właśnie przykuśtykałam z ogródka
OdpowiedzUsuńi widzę ze przy jednej z róż przy samej ziemi coś tam zaczyna kiełkować
może się odbiją, są naprawde śliczne, szkoda byłoby.
Ale super pomysł z tymi porteretai dzieciaków,
właśnie teraz dopiero mnie olśniło że Ty pokazywałaś bombki z buźkami dzieciaczków
teraz już za późno,
bo mi wszystko posprzątali:((
ale na nastepne święta nie zapomnę odgapić
jeśli pozwolisz,
ale jak mawiała Ania:"naśladownictwo jest najlepszą formą pochlebstwa"
portretami miało być:))
OdpowiedzUsuńBasiu, pomysł i tak nie jest mój - to inspiracja od Ani Jednoskrzydłej;)Więc ja nie mam nic przeciw, Ania pewnie też nie.
OdpowiedzUsuńŻyczenia :
OdpowiedzUsuńNiech te święta Wielkiej Nocy
spłyną rzeką Boskiej mocy,
otuliwszy serce Wasze spokojem i radością.
Życzymy Wam chwili refleksji i chwil radości spędzonych wspólnie przy rodzinnym stole
WRÓBELEK
Ech te gęsie wydmuszki (bo to chyba gęsiowe jaja??:) )...pudełko na chusteczki również urokliwe! pozdrawiam świątecznie!
OdpowiedzUsuńgęsiowe, jak najbardziej
OdpowiedzUsuń