Zima jest czasem sennej ciszy, leniwych myśli
kołysanych szelestem popiołu w kominku. Jest zapachem malinowej herbaty i
wełny ciepłego koca, szeptem na granicy postrzegania, zatrzymanym w
objęciach puszystej pierzyny śniegu. W Zimie powietrze
brzmi inaczej, dźwięki, choć czyste i mroźne, przemykają ukradkowo,
jakby bały się strącić srebrzyste sople wiszące u okapu. Wszystko śpi.
Zamyka oczy, wpełzając w bezpieczne legowiska własnej jaźni. Drzewa
wycofują swoją moc w głąb korzeni, wiewiórki otuliwszy się puszystymi
ogonami ani myślą o dokazywaniu. Jeziora zasnuwają modre oczy taflą
lodu, by ułożywszy się na dnie czekać na Wiosnę. Ale nie wszystkie...
Pewien Wodnik nie lubił Zimy. Nie cierpiał owego bezruchu, nudził go
senny spokój, irytowała cisza. Nie miał zamiaru spać pod lodem przez
tyle czasu, zagrzebany w miękkim mule. Już jesienią obmyślił plan, jak
nie dać się Zimie i uchronić swoje jeziorko przed mrozem. Teraz, gdy
pierwsze żółte liście opadły na powierzchnię wody nadszedł czas, by ów
pomysł wcielić w życie.
Wyłowił wszystkie monety, co mu zakochani do
wody przez lata wrzucali, oczyścił je śliczne i schowawszy do sakiewki
poczłapał ku rzece, miłosnym zakolem opływającej Prastarą Puszczę. A
potem popłynął pod prąd, hen, w stronę gór wysokich, błękitniejących na
horyzoncie. Do siedziby Maga, który ponoć władzę nad czasem posiadł. A
spieszył się, rwał do przodu ile sił w chudych kończynach, byle przed
zimą zdążyć, co już na sinych zboczach śniegiem zaczynała osiadać coraz
niżej, coraz bliżej dolin.
Mag przyjął Wodnika w swym cichym zamku
przytulonym do cienia gór, w sali o sklepieniu z błękitnego nieba
podtrzymywanym przez strzeliste, podobne drzewom kolumny. Zadumał się
nad słowami gościa, spojrzał w wielkie, pełne nadziei, żabie oczy.
-Czas chcesz zatrzymać...-mruknął i poprawiając się na alabastrowym
krześle, oparł brodę o splecione dłonie. -Zimie dziedzinę
wydrzeć...Słono za to zapłacisz, bo...
-Mam talary! -niecierpliwie
przerwał Wodnik. Podpełzając do tronu i wspinając się na stopnie
podwyższenia u nóg Maga pękatą sakiewkę złożył. -Dużo talarów!
-skrzeknął błagalnie.
Białowłosy Mag uśmiechnął się tajemniczo.
-Dobrze więc. Niechaj się stanie tak, jak pragniesz. Zima ominie twoją
dziedzinę, nie dotknie mroźnym pocałunkiem wody leśnego jeziorka. Nie
zmorzy go sen. -wstał z cichym szelestem szaty haftowanej blaskiem
księżyca. -A talary zabierz, cena jaką zapłacisz nie w złocie się
mierzy.
Wodnik nawet nie słuchał do końca słów Maga. Roześmiał się
bezzębną gębą od ucha do ucha, rozskakał po marmurowej posadzce i
dziękując bełkotliwie popędził z powrotem, byle szybciej, byle do domu.
Nadeszła Zima.
Jak powiedział Mag tak się stało. Choć mróz tęgi ściął całą krainę a
gruba kołdra śniegu miękką czapą przykryła ziemię, powierzchnia jednego,
jedynego leśnego jeziorka wciąż opierała się lodowatym palcom Zimy.
Rybki pływały leniwie między kwiatami lilii wodnych patrzących ze
zdziwieniem na biały świat, raki ruszały wąsami niezadowolone z
niezwykłego czasu. A Wodnik? Wodnik siedział pośrodku jeziorka i nudził
się okropnie. Zniknęły driady, z którymi tak lubił plotkować, nimfy
wodne posnęły pod lodem swoich jeziorek. Nawet zwierzęta nie odwiedzały
go tak licznie jak kiedyś, nie wspominając nawet o ludziach, którzy
miast całować się w paprociowych zagajnikach i wrzucać monety do
jeziorka, siedzieli przy ciepłych piecach w zasypanych śniegiem chatach
ani myśląc nosa z nich wyściubiać.
Coraz markotniej robiło się
Wodnikowi na duszy. Może by i zasnął, jak na każdego mądrego wodnika o
tej porze roku przystało, ale sen nie przychodził. Sen Zimowy omijał
zaczarowane miejsce...aż do Wiosny.
Z pierwszym powiewem ciepłego
wiatru straciło moc zaklęcie, znikły niewidzialne ściany powstrzymujące
czas biegnący wokół jeziorka. Rozświergotała się, rozradowała przyroda
obudzona z zimowego snu. Mocniej zabiło serce Prastarej Puszczy, tłocząc
energię w życiodajne arterie. I tylko w jednym, jedynym jeziorku nie
widać było wiosennego poruszenia. Senne, zmęczone ryby nie wyskakiwały
nad powierzchnię wody w rozsrebrzonych tańcach, lilie daremnie trudziły
się, by dać życie nowym pędom i kwiatom. Nawet Wodnik pogrążony w apatii
nie miał siły wiosennych porządków robić i siedział na dnie, zatykając
uszy wodorostami, bo mu lasozgiełk w głowie echem dudnił. Dopiero
klaskanie wierzbowej witki o zmętniałą wodę, skłoniło go do wystawienia
nosa na powierzchnię. Mrużąc przekrwione ślepia spojrzał na opromienioną
słońcem, przycupniętą na brzegu Margolotę.
-Byłeś u Maga z Gór.
-stwierdziła wieśma, ze współczuciem patrząc na przygaszonego Wodnika.
-Sikorki mi mówiły, że Zimę dla ciebie zatrzymał.
-Ano...-westchnął Wodnik. -Ale nie mówił, że jak Zimy nie będzie to i Wiosna nie przyjdzie.
-Ależ przyszła. Tylko jeziorko sił nie ma, żeby ją przyjąć. Kto w sen nie zapadnie, tego poranek nie zbudzi.
-A rada na to jest jakaś? Może do Maga iść? Przebłagać...?
-O co chcesz prosić, Wodniku? Nie. Teraz nastał czas zapłaty. Rok
czekać musisz na swoją Wiosnę. Śpij. Ja się zajmę jeziorkiem jak umiem,
ale plonu z niego w tym cyklu życia mieć nie będziesz.
I zasnął
Wodnik na dnie jeziorka pociemniałego smutkiem. I spał tak aż do
przyszłej Wiosny, kiedy to nowe kwiaty rozkwitły na powierzchni wody a
srebrzyste rybki radośnie zatańczyły na pożegnanie Zimy.
Kadr z filmu "Wodnik Szuwarek".
Biedny wodnik, głupiutki. Jeszcze nie wiedział, że wszystko jest potrzebne, by to przeżyć samemu i zrozumieć samemu, jak Too Tiki Muminka uczyła. Dziękuję za baśń, Bajarko:)
OdpowiedzUsuńDługo takiego Wodnika oglądałam w lusterku :)
Usuńjak ciężko polubić to co nam się nie podoba ale jeszcze gorzej chcieć poprawić po swojemu :)
OdpowiedzUsuńcudne przesłanie i piękne opisy.
A już myślałam, że mnie ludkowie przestali odwiedzać i wsiąkli w ogródki, grabki i nasionka ;)
UsuńDziękuję ;)
no właśnie.... w zasadzie to dobrze myślałaś bo pogoda przyspieszyła wsiąkanie ;) ale czasami jest przerwa, jak ogródek zbytnio zmęczy ;)
UsuńDziękuję Agnieszko, Bajarko… jakie to piękne słowo :-)
OdpowiedzUsuńDzięki Tobie na nowo odkrywam moc baśni.
Dziękuję :) Nazwanie mnie bajarką to najpiękniejszy komplement.
Usuń...ja też czasem "wodnikuję" a potem płac(cz)ę.
OdpowiedzUsuń