Ledwie co zaspane słońce zdążyło ozłocić
strzechy chałup, ledwie pierwsze ptaki zaświergotały, pozbywając się
porannej chrypki a już dom sołtysa otwierał swe podwoje dla mieszkańców
wsi. Każdy mógł liczyć na poradę, pomoc, na ciepłe słowo chociażby.
Śniadanie raz dwa przełknąwszy ruszał potem sołtys własnego
gospodarstwa doglądać, żonie przy zwierzętach pomóc. Tego serdecznym
ukłonem pozdrowił, tamtemu pomógł oporną kobyłę na kowalowym podwórzu
przytrzymać. Patrzył, obserwował, czy we wsi dobrze się dzieje, czy
nikomu czego nie brakuje, czy wdowa ma co do garnka włożyć i żadnemu
dzieciakowi koszulka z grzbietu nie spada.
Dobrze się żyło ludziom
pod tym życzliwym spojrzeniem sołtysowym, wieś przytulona do Prastarej
Puszczy kwitła jak malowanie. Nawet cięty język sołtysowej małe szkody
robił, bo jak kto szczęśliwy, to na drobne złośliwości przestaje zwracać
uwagę.
Aż razu pewnego dźwięk rogu myśliwskiego poniósł się po
lesie, echo rozbrzmiało rżeniem koni. Sam Król na polowanie się wybrał i
zapędziwszy się za zwierzyną, ze swoim orszakiem u skraju wsi stanął.
Wjechawszy między chałupy z ukontentowaniem patrzył na czyste obejścia,
świeżo bielone ościeżnice, płoty z malowanymi garnkami połyskującymi na
sztachetach. Nawet prosięta taplające się w błotnistej zagródce jakieś
takie mniej ubłocone wydały się Królowi.
Wieść o szlachetnym gościu
lotem błyskawicy obiegła całą osadę i nie minęła chwila a już na drogę
wylegli zaciekawieni mieszkańcy. Kobiety oderwane od gotowania strawy
pospiesznie wycierające dłonie w fartuchy, zarumienione dziewczęta
strzelające oczyma w kierunku przystojnych drużynników no i mężczyźni,
nie dający po sobie poznać ciekawości ale i trochę zaniepokojeni
niecodzienną wizytą. Kto tam wie, co Władcy do głowy strzelić może?
Siedzi taki całymi dniami na tronie i tylko diamentowe guziki w koszuli
liczy. A może za niego liczą? Kto go tam wie...
Przyleciał i sołtys.
W czapce przekrzywionej na jedno ucho, w rubaszce tak lichej i spranej,
że dawno już zapomniała jaki kolor jej natura przysposobiła. Popatrzyli
chłopi na Króla, popatrzyli na swego sołtysa i wstyd im się zrobiło, że
takiego obdartusa mają za reprezentanta wiejskiej ławy. Ten i ów
burknął coś nawet nieprzychylnie o prezencji naczelnika, ale po łbie
dostał od Margoloty, którą oczywiście (jak to wieśmę) przyciągnęło
niecodzienne zbiegowisko.
Niestety. Sołtys usłyszał owe szepty na
temat swego przyodziewku, który faktycznie, choć czysty, lepsze czasy
pamiętał. W tym sęk, że za tą całą bieganiną nie było kiedy ani na
czwartkowy targ skoczyć ani tym bardziej do miasta pojechać, by nowe
odzienie sobie sprawić. Stał więc teraz przed królewskim orszakiem i
gniotąc czapkę w sękatych dłoniach wstydził się okrutnie swojego
wyglądu.
Władca spojrzał na chłopów, wyłowiwszy z tłumu
czarnowarkoczystą głowę wieśmy skinął jej z ledwie dostrzegalną obawą i
zsunąwszy się z siodła podszedł do sołtysa.
-Zły to Król, którego
szaty są tak ciężkie od złota, że nie da rady tyłka z tronu podnieść.
-powiedział głośno. -Dziedzina powinna być szatą władcy, kraj, jaki ma
pod swoją pieczą...-udał, że nie widzi jak Margolota ostentacyjnie
przewraca oczyma. -A wieś tobie powierzona, dostatkiem opływa i to
powinno być powodem do dumy a nie strój bogaty.
Zaszemrał tłum, ludziska popatrzyli po sobie, po swoich chałupach i gorliwie potakiwać jęli słowom Królewskim.
A Władca podszedł jeszcze bliżej sołtysa i kładąc królewską prawicę na
ramieniu stropionego mężczyzny pochylił królewskie usta ku sołtysowemu
uchu -Ale pamiętaj, że ty też jesteś drzewem we własnym sadzie i dbać o
siebie powinieneś. Gdy rozdasz wszystko, nie będziesz miał co pomnażać.
Zadbaj o siebie jak i dbasz o swoje gospodarstwo. Zaręczam ci, świat się
nie zawali, jak w niedzielę pośpisz sobie dłużej, czy na spacer do lasu
pójdziesz.
Obraz znaleziony w sieci. Jeśli ktoś zna autora, proszę o info.
Król mądrze gada. Widać, że nawet jedno spojrzenie na wieśmę, sprawia, iż człekowi mądrość do głowy przychodzi. Trzeba jednak monarsze przyznać, że podatny na mądrość być musi, bo co poniektórzy to cały dzień mogą się tak gapić i nic! A wiem, że Król mądrze gada, bo sama rozdałam wszystko. I nie mam co pomnażać. I pustkę mam wokół. Ostrożnie nasadzam NOWE. Nadzieją nieśmiałą zasilę i poczekam. Może co urośnie.
OdpowiedzUsuńNiedzielnej niedzieli życzę.
takie odpowiednie patrzenie na wieśmę to instynkt samozachowawczy. Nie daj Bogi zezem na nią zerknąć, albo prychnąć w nieodpowiednim momencie...i już traszka gotowa.
UsuńA tak serio. Równowagę w dawaniu i braniu ciężko jest zachować nie tylko egoistom, którzy do siebie wszystko grabią. Znacznie trudniej pamiętać o sobie, gdy człek innym serce na talerzu podaje.
I również życzę niedzielnej niedzieli ;)
ach jakiż mądry król w tej Twojej krainie. Niech on też się rozmnaża i to licznie ;)
OdpowiedzUsuńStara się jak może ;)
UsuńDobre rady dobrymi radami, ale życie sobie. :)
OdpowiedzUsuńAno niestety, pewnie mieszkańcy wsi przyzwyczajeni to takiego sołtysa nie pozwolą mu iść na spacer ;)
Usuń