-Skarbie, coś mruczy za ścianą w sypialni. -zasygnalizowałam mężowi drobny, aczkolwiek uciążliwy o 2 w nocy problem.
-Nie przesadzasz aby? Najpierw mi wmawiasz, że chrapię a teraz znowu ściana ci mruczy! Weź się przerzuć na jakieś harlekiny bo ta literatura fantasy na mózg ci pada.
-O..a teraz skrobie! No posłuchaj!!
Mąż nadstawił rozespane ucho. Faktycznie. Skrobie...i tak jakby mruczy. Ki czort? -Spać tam do jasnej anielki a nie mruczeć! - Zaradził po męsku. Solidne palnięcie pięścią w ścianę ucięło wszelakie niepokojące odgłosy.
Rano obejrzeliśmy dokładnie ścianę zewnętrzną wraz z szalówką. Ukochany stwierdziwszy, że to na pewno mysz się zalęgła, postawił pod ścianą (na zewnątrz) pułapkę. Nie złapało się nic. Ani mysz, ani nasz kot ani tym bardziej pies. Nie złapał się też nasz młodszy syn - czym byłam najbardziej zaskoczona.
W nocy - znów mruczy.
-Wiesz kochanie..ale po mojemu to myszy raczej piszczą...-zaznaczyłam nieśmiało.
-Może to wyjątkowo zadowolona mysz? W sumie akurat nad naszym łóżkiem siedzi, więc pewnie jej się udziela.
-Jak dalej będzie mi tu chrobotać, to nasze życie małżeńskie legnie w gruzach. -zagroziłam.
Następnego dnia luby przytargał drabinę i odkręcił szalówkę. Faktycznie. Wełna mineralna jakaś taka wydeptana...Sięgnął głębiej i naraz zaczął dziko podrygiwać jednocześnie mówiąc bardzo brzydko o rodzinie bliżej niesprecyzowanego stwora kryjącego się pod dachem. Nie minęła chwila jak spod ocieplenia wyroiły się ....OSY!
Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak szybko schodził po drabinie....
Prolog.
Mąż "ugryźnięty" dwa razy, osy wyprawione Raydem na tamten świat, za ścianą nic już nie mruczy. THE END.
Dobrze, że to były tylko osy. Z szerszeniami nie poszłoby tak lajtowo ;-)
OdpowiedzUsuńZegar oczywiście zatkał mnie na dłuższą chwilę!
Powiało grozą! Stawiałam na kuny na początku - tez potrafią niezłego bigosu zrobić, szczególnie w ociepleniu. A szerszenie by były brrrr paskudne. U nas w szopie na budowie zrobiły sobie siedzibę, małż nie był taki odważny i wezwał strażaków - chłopaki fachowo załatwili sprawę.
OdpowiedzUsuńPiękne zegary tworzysz!
Po tym mruczeniu też sądziłam, ze to kuna ale nigdzie nie było wystarczającej przestrzeni, żeby mogła się wśliznąć.
OdpowiedzUsuńNajważniejszy szczęśliwy finał... no prawie;))))
OdpowiedzUsuńZegar powalił mnie na jeszcze dłuższą chwilę niż Atę!!! Cudne te maki:)))
Brzęcząca historyjka :) Dobrze,ze skonczyło sie tylko na dwóch ugryzieniach. Kiedyś też mialam takie towarzystwo,zalęlo sie pod tarasem w starym bucie-zostało razem z butem utopione w wiadrze :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Piekny zegar! Wogole sliczne motywy wybierasz. Jezeli wolno zapytac, czy to z serwetek? Czy papier do deco?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie
http://studio-conestoga.blogspot.com/
xxx
Conestoga. Na tym akurat zegarze jest papier Rossi, podaję link:
OdpowiedzUsuńhttp://decu.pl/sklep/product_info.php?products_id=5928&topSsid=8a9442e9494fd72f2589681cbdeeca54
Laurko, oswoić ją trzeba. Naucz dziada, żeby zimą za kołnierz robił :)
OdpowiedzUsuńNiesamowita historia... zawsze myślałam, że osy bzyczą czy bzykają, jak kto woli a tu proszę... mruczą ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFajnie opisujesz codzienność. Przygoda z osami na szczescie skonczyla sie szczesliwie. Co za "podgladackie" osy, moglyby sie calkiem na produkcji miodu skupic a nie pakowac sie komus tak bez obcesowo prawie do lozka! ;)
OdpowiedzUsuńMaczkowy zegar bajka! Badzo mi sie podoba. Ten w maki pasowalby mojej mamie, a rozany mi! ;)
Śliczny zegar zrobiłaś!
OdpowiedzUsuńMnie marzy się taki na całą ścianę, no, prawie całą...ale w wersji mega...
A z osami to ogromne szczęście- mogło być duuużo gorzej. Cieszę się że już dały Wam spokój:)
Pozdrawiam,
Magda
Hehe, ciekawam jest czy pan mąż też uważa, że łatwo poszło z tymi osami, w końcu on to ranion został ;)
OdpowiedzUsuńA te maczki rzeczywiście cudne i zapewne jeszcze wdzięcznym tematem Twojej niejednej pracy zostaną :)
No to niezłą jazdę mieliście...
OdpowiedzUsuńA zegar makowy cudny!
Oczywiście mam nadzieję zachwyciłaś się dzielnością i odwagą swojego ślubnego, czego nie zapomniałaś mu okazać;))):D Osy nie są sympatyczne, prawdę mówiąc...:(
OdpowiedzUsuńZa to maki są suuuper słodziakowe!Ekstra!
Historia super! Dobrze, że skończyło się tylko na dwóch atakach na mężu :) A zegar cudny!!
OdpowiedzUsuńniebezpiecznie to jest, chwała bogu że mąż nie ma uczulenia na te ugryzienia!! A Maki - super - bardzo mi się podobają
OdpowiedzUsuńLejdik. No ba... octem go wysmarowałam. Muszę przyznać, ze reagował dość..kwaśno.
OdpowiedzUsuńFajna historyjka z życia wzięta. Brawo dla męża:))
OdpowiedzUsuńŚliczne zegary:)) Pozdrawiam serdecznie:)))