Otóż, w sobotę w nocy moje dziecię (starsze) zgłosiło się do mnie z ostrym bólem brzucha. Sprawdziłam czy to nie wyrostek i jakoś przebiedowaliśmy do rana na no-spie. Jednak w niedzielę rano Starszy, (jak każdy rasowy mężczyzna) stwierdził, że umiera i że nie da rady. Jak każda rasowa matka, podejrzewając symulację związaną we sprawdzianami tygodnia następnego, poddałam go indiańskiej próbie ognia mówiąc, że w takim razie pojedziemy do szpitala. O dziwo dziecię nie zaprotestowało, co zasiało w moim sercu niepokój, że może faktycznie coś mu dolega.
No to pojechaliśmy na izbę przyjęć. Skwaszony dziób w owej instytucji poinformował nas, że syn jest ZA MAŁY na izbę przyjęć dla dorosłych i powinniśmy się udać na oddział dziecięcy. Pokornie podreptaliśmy syn, jego brzuch i ja na dziecięcą izbę przyjęć. Tym razem w okienku tkwił dziób mniej skwaszony, jednak zdecydowanie wrogo nastawiony do całego społeczeństwa. -Dziecko jest ZA DUŻE na tą izbę przyjęć, proszę iść na oddział dla dorosłych- burknął dziób nr2. Czując że adrenalinka zaraz mi eksploduje, poinformowałam panią (grzecznie, w sumie dziecko słuchało) że właśnie z owej izby wracamy i skierowano nas właśnie tutaj. Dziób chwilę trawił informację, po czym stwierdził, że w takim razie "proszę się udać na pogotowanie, bo dziób nie wie, gdzie ma nas przyjąć". W tym momencie moje dziecię wykonało klasycznego pawia do szpitalnego kosza na śmieci i oświadczyło, że już czuje się lepiej. CUD!!
Nie mogę mu tylko darować, że zrobił to do kosza...mógł prosto w okienko Dzioba....
Na uspokojenie...lawenda.
Chciałam też bardzo, bardzo podziękować za kolejne wyróżnienia przyznane mojemu blogowi. Tym razem przez Amelię i Margott.
Przekazuję je dalej, wszystkim blogom z listy, gdyż każdy jest dla mnie wyjątkowy i inspirujący.
Przy okazji przepraszam, za bałagan "wyróżnieniowy" jaki ostatnio zapanował na moim blogu, ale młodsze dziecię ma nieustającą przerwę w przedszkolu ograniczając mój czas :(
Przekazuję je dalej, wszystkim blogom z listy, gdyż każdy jest dla mnie wyjątkowy i inspirujący.
Przy okazji przepraszam, za bałagan "wyróżnieniowy" jaki ostatnio zapanował na moim blogu, ale młodsze dziecię ma nieustającą przerwę w przedszkolu ograniczając mój czas :(
Niezła historyjka, już widzę minę tej jakże sympatycznej osóbki w okienku :-) Rok temu przeszliśmy podobną historię .Jednej nocy jechaliśmy ze starszym do szpitala bo zwijał się z bólu, a kiedy następnej mieliśmy jechać dla odmiany z tym młodszym to tylko czekałam kiedy posądzą nas o trucie dzieci. Na szczęście okazało się że młody tylko tak silnie "współodczuwa" cierpienia brata. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńfaktycznie, szkoda że ominął dzioba :D
OdpowiedzUsuńa lawenda bossska - moje klimaty !!!! podziwiam nieustająco Twoje prace :up:
W takich sytuacjach nóż się w kieszeni otwiera...wrrr
OdpowiedzUsuńLawenda jak widać jest doskonałym panaceum na wszelkie bolączki tego świata, komplet przecudny!!!
Que preciosidades tienes en tu blog,te felicito.Desde hoy tu fiel seguidora.Un Besito
OdpowiedzUsuńLovely.Lavande.Little lila spring flowers.Congrats.
OdpowiedzUsuńWspółczuję nerwów i kontaktów z dziobami. Grunt, że Starszemu się polepszyło, trochę szkoda, że nie do okienka dzioba ;), ale za to możesz być dumna z dobrze wychowanego dziecka :)
OdpowiedzUsuńLawenda, jak wszyscy wiedzą, ma działanie kojące i uspokajające, a Ty ślicznie to wykorzystałaś - od samego patrzenia na ten komplet robi się człowiekowi błogo na duszy.
W głowie sie nie mieści!! Mi, gdy tylko to czytałam cisnienie rosło, a jak dopiero Ty musiałaś się czuć!! :/ Dosłownie brak słów - bez komentarza!!
OdpowiedzUsuńniestety mój post zniknął????
OdpowiedzUsuńkomplet bardzo ładny
O matko! chora ta służba zdrowia, faktycznie, szkoda że dziób został pominięty przy "pawiowaniu".
OdpowiedzUsuńA kompleciki lawendowe śliczne!
Aga, "uwielbiam" podejście do pacjenta, szczególnie małego. Bo czy wysoki czy niski, wyrośnięty czy bynajmniej, to jednak, małe, bezbronne, przestraszone dziecko.
OdpowiedzUsuńA lawenda rzeczywiście koi :)
Przepiękny komplecik lawendowy, prosto wyjątkowy, choć tak znany motyw.
OdpowiedzUsuńBardzo humorystycznie opisałaś Waszą przygodę i choć powinnam płakać ,że takie Dzioby nas obsługują,za nasze zresztą pieniądze,uśmiałam się do łez.
OdpowiedzUsuńPrace lawendą pachną na odleglość,jak żywe,jak żywe... :c)
No ładnie,teraz to mnie brzuch boli ale ze śmiechu:)))
OdpowiedzUsuńLawenda-CUDNA.
Pozdrawiam:)))
Piękna ta lawenda, sama mach ochotę na ten motyw:) Cudny komplet.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Komplet boski, mniam, skonsumowany.
OdpowiedzUsuńŻuża żałuję że paw nie trafił dzioba, serdeczne współczucia z mojej strony.
serdeczne współczucia z powodu tak nieprzyjemnych przeżyć - nie zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńA lawenda jest fenomenalna - a ten wzorek to serwetka czy papier? Cudowny jest :)
Żużaczku, i jak Ty wychowałaś swojego starszego! Miał taką okazję!... a on do kosza! No ręce opadają. Na szczęście komplecik lawendowy rekompensuje ten opad rąk. I mów szybko skąd ten motyw.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie.
W kwestii przeżyć - dziś to będzie dopiero walka o ogień..idziemy z małym na pobieranie krwi ;p
OdpowiedzUsuńA motyw to serwetka, jeśli ktoś ma na podorędziu delikatesy Piotr&Paweł to tam jest.
Agnieszko popieram!! Pawia nie w OKIENKO Dzioba, lecz..w samego DZIOBA!!!
OdpowiedzUsuńPrace perfekcyjne, jak zawsze ale czy u Ciebie w ogóle zdarzają się niewypały?? np. na tzw "większych przestrzeniach??"
Buziaczki
uwielbiam Cię podczytywać,zawsze upłaczemy się ze ślubnym ze śmiechu,na Twoim blogu jest tak ...fajnie,przyjemnie ,herbatkowo.Pełen luzik.Potem to już mi nawet buldog od sąsiada nie straszny :)
OdpowiedzUsuń