9 lip 2009

Wakacje waryjacje

Dziwne to wakacje zaiste, bo mam więcej pracy niż kiedykolwiek przedtem. Starszy ma wakacje i pól dnia zajmuje mi kopanie go do przodu, żeby się w ogóle ruszył; Młodszy dopiero we wrześniu idzie dręczyć przedszkolanki (swoją drogą niezłą traumę im wróżę) i na razie powoli rozbiera dom na kawałki. Mam nadzieje, że skuwanie terakoty na parterze mu nie przyjdzie do głowy, choć listwę przypodłogową już oderwał i ułamał nogę od fotela.
Miłym antraktem w domowej destrojerni był wyjazd do Kuwas (byliśmy tam i w ubiegłym roku) co niniejszym opisuję poniżej:
Wszelakie wielkie kurorty odpadły w przedbiegach (za głośno, za ruchliwie i ogólnie „be”), wyprawa pod namiot czy do ośrodka wczasowego napawa mnie głęboko zakorzenioną odrazą posocjalistyczną, więc postawiliśmy na tzw „agroturystykę szeroko pojętą”.
Zagrodę Kuwasy wypatrzyłam już dawno temu zachęcona entuzjastycznym felietonem przeczytanym w „Werandzie”. Rzeczywistość przeszła moje najśmielsze oczekiwania.
Trwając w zachwycie, chciałam Wam opisać, polecić to fenomenalne miejsce na rodzinny wyjazd z dala od zgiełku i pośpiechu.
***

Pensjonat zobaczyliśmy już z daleka, piękny, kryty gontem dach na tle ciemnozielonej ściany lasu – Biebrzańskiego Parku Narodowego. Wokół rozległe łąki. Szeroki podjazd, jak na dwór wiejski przystało, podprowadził nas pod same drzwi. Dzieci natychmiast wyroiły się z samochodu i….. pooooszły w pole!!

Pierwszą moją myślą, zaraz po ogólnym zachwycie nad miejscem wypoczynku, było usilne zastanawianie się, po co braliśmy na urlop dzieci?? Przecież mam się odstresować i odpocząć. Włos mi się zjeżył na głowie, kiedy zsumowałam pomysłowość młodego z niebezpieczeństwami wiejskiego podwórka. A o tik nerwowy przyprawiła mnie świadomość, że starszy będzie przez parę dni odcięty od telewizora i komputera. „RATUNKU!!” zakwiliła moja udręczona dusza – „Przecież oni zjedzą mnie żywcem!!”

Przesympatyczna pani Sylwia – menadżerka tego rajskiego zakątku roześmiała się słysząc moje lamenty. „-Pani Agnieszko” – usłyszałam” Tutaj nic złego się dzieciom nie stanie, proszę nam zaufać i się odprężyć”. Wista wio, łatwo powiedzieć. Ciężko mi to szło. Młody będąc akurat w wieku totalnego tumiwisizmu względem wszelkich metod wychowawczych, zachowywał się skandalicznie – ścigał kota, rozsypywał cukier, przewalał się jak wicher po rabatach kwiatowych. W panice starałam się naprawiać szkody i izolować go od innych gości pensjonatu. Pani Sylwia widząc moje Syzyfowe prace tylko unosiła brwi i pytała „A pani jeszcze na luz nie wrzuciła?”. Stoły szybciutko wycierano, kota uspokajano (zresztą lazł do młodego jak wariat) i wcale, ale to wcale nie patrzono na nas jak na coś, co należałoby szybko zakopać w ogródku.

O telewizorze, komputerze progenitura nawet nie wspomniała. Starszy budował z kolegami twierdze w stogu siana, jeździł konno, bawił się z kozami, grał w piłkę i absorbował hektolitry przepysznego kwasu chlebowego. Młodszy od chwili przyjazdu konsekwentnie zaznaczał, że on też będzie jeździł konno i kiedy w końcu się doczekał wiekopomnej chwili, zapałał wielką miłością do koników a najskuteczniejszym sposobem na ukierunkowanie jego niespożytej energii stało się sprzątanie stajni. Mogłam go tam spokojnie wpuścić, bo stajnia jest czysta i zadbana a syn pani Sylwii – opiekun koników – znakomicie zajmował się też i moim rozbrykanym źrebięciem.

Wybierając się do Kuwas zaopatrzyłam się w pół biblioteki i laptopa z kolekcją filmów mniemając, iż wsi spokojna i wesoła będzie też nudna do obrzydliwości. I co? Książki przyjechały z powrotem nie rozpakowane, laptopa nawet nie wyjęliśmy z pokrowca. NIE BYŁO CZASU!! Konie, kozy, koty… za płotem, niemal jak w ogródku pana Boga – poziomkowe dywany na skraju parku Narodowego, czyste jak łza jezioro Dreńsko, przejażdżki bryczką w pobliże rezerwatu. A wieczorem sarny pasące się pod oknami pensjonatu, przemykające chyłkiem lisy, żabie koncerty i pieczenie prawdziwego sękacza.


Zahaczyliśmy też o Augustów i obudziłam w sobie tęsknotę za żeglowaniem... teraz kompletujemy załogę. Może uda się popłynąć jeszcze w tym roku?? Przypomnieć sobie stare, dobre czasy??

16 komentarzy:

  1. szkoda że nie ma na zdjęciach samego dworu, ciekawa jestem jak wygląda, pozdrawiam, Iza

    OdpowiedzUsuń
  2. jutro jedziemy tam znowu, przywiozę nowe zdjęcia;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowite! brzmi jak bajka! :)
    Już zazdroszczę :)
    Z pozdrowieniami.. Elle

    OdpowiedzUsuń
  4. Aguś życzę Ci jak najczęściej Takiego Wypoczynku, Takich Chwil na łonie natury... choć stęsknionam niemożebnie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem, gdzie jest dokładnie Kuwas, ale Suwałki są tylko 30km od Augustowa, byłaś na mojej ziemi ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Makneta;) Kuwasy są na skraju Biebrzańskiego Parku Narodowego

    OdpowiedzUsuń
  7. Ma Pani ten "dar opowiadania", że z przyjemnością się czyta i wyobraża to wszystko. Już mam ochotę spakować się, wziąć mojego młodego i męża i pojechać, żeby na własnej skórze tego doświadczyć :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pięknie napisane, szkoda, że tak mało. Powinna Pani pisać książki. :)))
    A o Zagrodzie muszę wspomnieć mojemu M.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja chociaż w dworze nie mieszkam ale mam też taką Arkadię na codzień...Też planowaliśmy agroturystykę rozkręcić , ale bank nie dał kasy na remont pokoi.Fajny jest odpoczynek na wsi,tylko niektóre gospodarstwa zaczynają przesadzać z luksusami dla gości,np montowanie sauny.Zupełnie nie pasuje mi to do wiejskiego klimatu...Pozdrawiam :c)

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj aż chciałoby się natychmiast tam pojechać,tak pięknie opisane...
    pozdrawiam i życzę fantastycznego wypoczynki...


    pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  11. Szczerze zazdraszaczam :)oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa ;)

    p.s.
    Udanego wypoczynku życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wsi spokojna, wsi wesoła...
    Wypoczywaj i wracaj do nas z nową porcją zdjęć i opowieści :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. '...kto mnie weźmie na łódkę, kto mnie weźmie na rejs?...' Sioooostra, ja chcę pożeglować, może machniemy się w przyszłym roku razem na Mazury? Poddaję pod rozwagę, umiem pociągać za sznurki i gotować też, żab się nie boję i mogę patroszyć ryby. Krasnolud też ma szereg zalet, a wady się wytnie razem z wieczornymi komarami ;-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Daisy - przepadło - masz jak w banku. Płyniesz z Krasnoludem!! Kalina z F, Ty z Krasnoludem, ja z Tomkiem...i jeszcze kogoś możemy wziąść;)bo 7 osób;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ciekawie i pięknie u Ciebie...

    OdpowiedzUsuń
  16. mnie, mnie, mnie zabierzcie! rejsować nie umiem, gotować umiem, ryby z patelni lubię! ja mogę robić za maszt i za balast za razem :o)

    OdpowiedzUsuń