6 sty 2019

Autentyczne ciacho


Coraz trudniej jest dotrzeć do czegoś autentycznego. W każdej dziedzinie. Kiedyś, za czasów archeopteryksów i tyranozaurów mieliśmy tylko „wyrób czekoladowopodobny w opakowaniu zastępczym” – w dodatku uczciwie opisany. No dobrze. Jeszcze papier ścierny udający ten toaletowy.
Ale teraz?
Podrabiane modelki w podrabianych ciuchach pachnące podróbkami perfum, ornamenty celtyckie nie mające nic wspólnego z kulturą celtycką, łodzie wikingów wyłowione z bagna – datowane na 2017rok i cukier brzozowy z kukurydzy.
Kiedy zaś chce się wyłowić z odmętów internetu oryginalną ornamentykę wikingów  człowiek dostaje oczopląsu, zeza i duszności dochodząc do wniosku, że Wikingowie nie mogli mieć czasu na swoje słynne wyprawy bo cały czas malowali i rzeźbili. Wszędzie. Nawet na desce w wychodku.
Wilki, koty, psy, papugi, słonie, strusie, małpy… Znalazłam nawet tatuaż o nazwie „celtycki lotos”. Niech mu szkockie jezioro służy.
A jednak w końcu TADAM! Udało się. Przedstawiam Wam prawdziwe ciacho. Wojownika z Norwegii.
Mam nadzieję, że wychyli kufel najprzedniejszego w Walhalli.
Za te moje starania. 








4 komentarze: