Coraz trudniej jest dotrzeć do czegoś autentycznego. W
każdej dziedzinie. Kiedyś, za czasów archeopteryksów i tyranozaurów mieliśmy
tylko „wyrób czekoladowopodobny w opakowaniu zastępczym” – w dodatku uczciwie
opisany. No dobrze. Jeszcze papier ścierny udający ten toaletowy.
Ale teraz?
Podrabiane modelki w podrabianych ciuchach pachnące
podróbkami perfum, ornamenty celtyckie nie mające nic wspólnego z kulturą
celtycką, łodzie wikingów wyłowione z bagna – datowane na 2017rok i cukier
brzozowy z kukurydzy.
Kiedy zaś chce się wyłowić z odmętów internetu oryginalną
ornamentykę wikingów człowiek dostaje oczopląsu,
zeza i duszności dochodząc do wniosku, że Wikingowie nie mogli mieć czasu na
swoje słynne wyprawy bo cały czas malowali i rzeźbili. Wszędzie. Nawet na desce
w wychodku.
Wilki, koty, psy, papugi, słonie, strusie, małpy…
Znalazłam nawet tatuaż o nazwie „celtycki lotos”. Niech mu szkockie jezioro służy.
A jednak w końcu TADAM! Udało się. Przedstawiam Wam
prawdziwe ciacho. Wojownika z Norwegii.
Mam nadzieję, że wychyli kufel najprzedniejszego
w Walhalli.
Za te moje starania.
Wojownik i to do wzięcia :) oby szybko znalazł czułe objęcia. Świetny jest!
OdpowiedzUsuńZ taką rymowaną w tle na pewno mu się poszczęści :D
UsuńPiękne :)
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
Usuń