22 kwi 2014

Druga szansa

Choć wiosna ubrała sady w puch delikatnego kwiecia a łąki zazieleniła młodziutką trawą to wieczory nadal były chłodne a czasem i przymrozek w nocy ziemię liznął białym ozorem. W takie wieczory komu czas pozwalał śpieszył do karczmy co rozsiadła się na skraju wsi jak dostatnia, rudopióra kwoka. Karczmarz nie żałował drew do kominka ani piwa wodą nie chrzcił. Strawą zacną można się było pokrzepić jak i wieści z dalekich stron posłuchać. Czasem i Siniger baśń zapowiadał nową a wtedy to już niemal cała wieś do karczemnej izby się cisnęła, obsiadała ławy i stoły niczym winogrona, pozwalając dziatwie tłoczyć się w wkoło bajarza na wydeptanych deskach podłogi.
Tym razem jednak nie Siniger snuł opowieść a jeden z kupców co się na noc w karczmie zatrzymał a któremu mocne piwo język rozwiązało. -Szarówka już była. Siąpiła nieprzyjemna mżawka, taka co to ukradkiem za kołnierz się wciska. Konik zmęczony coraz wolniej człapał skrajem Wilczego Lasu a i mi głowa zaczęła ciążyć. Do karczmy na rozstajach kawał drogi jeszcze miałem, bo trakt rozmiękły podróż spowolnił. Lada chwila noc zapadnie a tu dachu nad głową ani widu. -kupiec wzdrygnął się nieprzyjemnie i grzanego piwa z kufla pociągnął. -I nagle widzę, między drzewami światełko majaczy a w gęstwinie leśnej na wpół zarośnięta droga się rysuje. No to pojechałem. -mężczyzna westchnął. -Nie zgadniecie jaka mnie przygoda spotkała...
-Zgadywać nie musimy, sam nam opowiesz. -zachichotała wieśma, której w ten wieczór też w karczmie nie zabrakło. Słuchała opowieści na równi z innymi, od czasu do czasu podtykając dzieciakom plasterki suszonych jabłek.
Kupiec tylko wąsy umaczane w piwie nastroszył i oblizawszy wargi wrócił do przerwanej opowieści. -Ledwo się przez zarośla przedarłem, ale już polanka się przede mną otwarła. I chatka na niej malutka, ślicznie bielona. Zagonek bratków przy kamiennych schodkach, okienka w błękitne okiennice ujęte. Myślę sobie, któż to w takiej głuszy mieszkać może? Ale konia nie zawracam, bo blask przez okna tak zachęcający pada, tak ciepły. Z siodła się zsunąłem żeby do drzwi zapukać a tu otwierają się jak zaczarowane...
-Oooo... -dziatwa pilniej nastawiła uszu. Historia zaczynała być ciekawa. Może jaki wilkołak z chaty wyskoczy i u gardła kupca zawiśnie? Albo czarownica na miotle wyleci i go w ropuchę zamieni? Nie przeszkadzało im ani trochę, że kupiec siedział przed nimi i ani zębem uszczknięty się nie wydawał ani do rechotania skory nie był.
-Niewiasta stanęła na progu. -dłonie obejmujące kufel zadrżały odrobinę. -W pierwszej chwili nie widziałem jej dobrze, bom z wierzchowcem na skraju polany stanął i coraz ciemniej już było. Ale jak mnie dobrym słowem przywitała i zaprosiła w gościnę, to z siodła zlazłem i bliżej podszedłem. Wszak baby bać się nie będę!
-Widać, że żonaty nie jesteś...-bąknął z tłumu jakiś męski głos, ale ucichł natychmiast stratowany instynktem samozachowawczym.
-Starowinka to była. Krucha i drobna, z włosami jak blask księżyca opadającymi na przygarbione plecy, okryte wełnianą chustą.
-No chyba nie polazłeś za nią? -karczmarz przerwał wycieranie kufla by się palcem w czoło popukać. -Durnyś, przeca od razu widać, że to wiedź...-spłoszony spojrzał na Margo. -Że to czarownica! I że chce cię do pieca wsadzić i na obiad zeżreć.
-Sam żeś dureń! -warknął kupiec. -Ze zbójami nie raz i nie dwa sobie radziłem a przed staruszką mam jak zając umykać? No pewnie, że do izby wlazłem. Deszcz coraz mocniejszy padał, zimno się zrobiło, ponuro a izba ciepłem i światłem przyzywała. Pachniała świeżo pieczonym chlebem. „Siadaj sobie wygodnie” rzecze owa niewiasta „a ja strawy ci gorącej przygotuję”.Przycupnąłem tedy na zydelku malowanym w kwiatki kolorowe i czekam, próbując na rozliczne pytania gospodyni odpowiadać. W końcu talerz z gulaszem przede mną postawiła, chleba solidną porcję i kubek herbaty pachnącej malinami. „Jedz, na zdrowie”” -tak mi rzecze. „Zdrożony pewnie jesteś, to zaraz w drugiej izbie posłanie ci naszykuję”. Jakoś mi się nieswojo zrobiło, dziwnie. Pytam jej tedy, czemu tak się obcym wędrowcem zajmuje, do chaty go wpuszcza i usługuje jak panu jakiemu. A ona na to, że męża sobie szuka! -kupiec ponownie po kufel sięgnął. -Myślałem, że żartuje sobie kobiecina ale nie. Poważnie na mnie patrzy, uśmiecha się nieśmiało. Wariatka jak nic. Odurnęła z tej samotności leśnej. Gulaszu to nawet nie tknąłem, bo kto wie czy jakiego ziela tam nie nasypała. Pożegnałem się pospiesznie i raz dwa z chatki wyleciałem. Deszcz nie deszcz. Noc nie noc...byle dalej od tej dziwnej starowinki. -mężczyzna odetchnął głęboko.
-Ty nam swoją historię opowiedziałeś a ja do niej baśń swoją doszyję. -uśmiechnął się Siniger, wygodniej na krześle siadając. -Dawno, dawno temu, we wsi na skraju Wilczego Lasu mieszkała pewna dziewczyna. Od rana do wieczora nic, tylko wylegiwała się na zapiecku w rodzinnej chałupie albo siedziała ślicznie ustrojona czekając aż zjawi się książę na białym rumaku i zabierze ją jako żonę do swego pałacu. Nie przędła, nie wyszywała, mówiąc, że naumie się jak za mąż wyjdzie, nie uczyła się strawy gotować, twierdząc, że jeszcze nie ma dla kogo. Rodzice ręce załamywali, ale na pannę siły nie było. -bajarz spojrzał na karczmarzównę, która pokraśniała niczym korale co je na szyi uwiązała. -Lata mijały. Dziewczyna już nie czekała na księcia, ba wystarczyłby jej i chłopak z sąsiedztwa, tylko każdy już żonę miał a na panienkę z okienka nawet nie spojrzał. Potem odeszli rodzice, zostawiając po sobie żal nieutulony i samotność. Zestarzała się, zwiędła uroda, warkocz przyprószył cień siwizny, oczy wpatrzone w drogę przed domem straciły młodzieńczy blask. I wtedy we wsi zjawiła się dziwna niewiasta. Mówili potem, że to wróżka była, inni gadali, że matka dziewczyny spokoju zaznać nie mogła po śmierci widząc, jak jej jedynaczka życie przez bielutkie dłonie przepuszcza. Dość, że do chaty weszła i słuch po niej zaginął tak jak i po samej starej pannie.
-I co się z nią stało? Zjadła ją ta czarownica? -pisnęła dziewuszka siedząca na kolanach Margo.
-Czarownice nie jedzą ludzi. -zaśmiał się Siniger. -Wolą naleśniki z konfiturą. A w dodatku to nie była czarownica tylko prawdziwa wróżka. Żal jej się dziewczyny zrobiło a może faktycznie matka zza grobu łaskę jedynaczce wyprosiła, dość, że Wróżka czar na nią rzuciła. Jeśli w postaci staruszki uda jej się męża znaleźć, wtedy czas się odmieni, młodą postać jej zwróci... -O ja głupi...-jęknął kupiec, zrywając się z zydla. Pospiesznie monetę karczmarzowi rzucił i na podwórze wypadłszy konia jął siodłać by do Wilczego Lasu wracać. I wrócił. Polanę znalazł...jednak po chatce ani śladu nie było. Nie każdemu jak widać Wróżka drugą szansę daje.

 Obraz pochodzi z galerii: http://baary.deviantart.com/

2 komentarze:

  1. Oj nie każdemu, ale innym aż za bardzo i wykorzystać nie umieją :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, nawet jak im tą szansę na talerzu się poda pod sam nos.

      Usuń