Choć
wiosna ubrała sady w puch delikatnego kwiecia a łąki zazieleniła
młodziutką trawą to wieczory nadal były chłodne a czasem i
przymrozek w nocy ziemię liznął białym ozorem. W takie wieczory
komu czas pozwalał śpieszył do karczmy co rozsiadła się na
skraju wsi jak dostatnia, rudopióra kwoka. Karczmarz nie żałował
drew do kominka ani piwa wodą nie chrzcił. Strawą zacną można
się było pokrzepić jak i wieści z dalekich stron posłuchać.
Czasem i Siniger baśń zapowiadał nową a wtedy to już niemal cała
wieś do karczemnej izby się cisnęła, obsiadała ławy i stoły
niczym winogrona, pozwalając dziatwie tłoczyć się w wkoło
bajarza na wydeptanych deskach podłogi.
Tym
razem jednak nie Siniger snuł opowieść a jeden z kupców co się
na noc w karczmie zatrzymał a któremu mocne piwo język rozwiązało.
-Szarówka już była. Siąpiła nieprzyjemna mżawka, taka co to
ukradkiem za kołnierz się wciska. Konik zmęczony coraz wolniej
człapał skrajem Wilczego Lasu a i mi głowa zaczęła ciążyć. Do
karczmy na rozstajach kawał drogi jeszcze miałem, bo trakt
rozmiękły podróż spowolnił. Lada chwila noc zapadnie a tu dachu
nad głową ani widu. -kupiec wzdrygnął się nieprzyjemnie i
grzanego piwa z kufla pociągnął. -I nagle widzę, między drzewami
światełko majaczy a w gęstwinie leśnej na wpół zarośnięta
droga się rysuje. No to pojechałem. -mężczyzna westchnął. -Nie
zgadniecie jaka mnie przygoda spotkała...
-Zgadywać
nie musimy, sam nam opowiesz. -zachichotała wieśma, której w ten
wieczór też w karczmie nie zabrakło. Słuchała opowieści na
równi z innymi, od czasu do czasu podtykając dzieciakom plasterki
suszonych jabłek.
Kupiec
tylko wąsy umaczane w piwie nastroszył i oblizawszy wargi wrócił
do przerwanej opowieści. -Ledwo się przez zarośla przedarłem, ale
już polanka się przede mną otwarła. I chatka na niej malutka,
ślicznie bielona. Zagonek bratków przy kamiennych schodkach,
okienka w błękitne okiennice ujęte. Myślę sobie, któż to w
takiej głuszy mieszkać może? Ale konia nie zawracam, bo blask
przez okna tak zachęcający pada, tak ciepły. Z siodła się
zsunąłem żeby do drzwi zapukać a tu otwierają się jak
zaczarowane...
-Oooo...
-dziatwa pilniej nastawiła uszu. Historia zaczynała być ciekawa.
Może jaki wilkołak z chaty wyskoczy i u gardła kupca zawiśnie?
Albo czarownica na miotle wyleci i go w ropuchę zamieni? Nie
przeszkadzało im ani trochę, że kupiec siedział przed nimi i ani
zębem uszczknięty się nie wydawał ani do rechotania skory nie
był.
-Niewiasta
stanęła na progu. -dłonie obejmujące kufel zadrżały odrobinę.
-W pierwszej chwili nie widziałem jej dobrze, bom z wierzchowcem na
skraju polany stanął i coraz ciemniej już było. Ale jak mnie
dobrym słowem przywitała i zaprosiła w gościnę, to z siodła
zlazłem i bliżej podszedłem. Wszak baby bać się nie będę!
-Widać,
że żonaty nie jesteś...-bąknął z tłumu jakiś męski głos,
ale ucichł natychmiast stratowany instynktem samozachowawczym.
-Starowinka
to była. Krucha i drobna, z włosami jak blask księżyca
opadającymi na przygarbione plecy, okryte wełnianą chustą.
-No
chyba nie polazłeś za nią? -karczmarz przerwał wycieranie kufla
by się palcem w czoło popukać. -Durnyś, przeca od razu widać, że
to wiedź...-spłoszony spojrzał na Margo. -Że to czarownica! I że
chce cię do pieca wsadzić i na obiad zeżreć.
-Sam
żeś dureń! -warknął kupiec. -Ze zbójami nie raz i nie dwa sobie
radziłem a przed staruszką mam jak zając umykać? No pewnie, że
do izby wlazłem. Deszcz coraz mocniejszy padał, zimno się zrobiło,
ponuro a izba ciepłem i światłem przyzywała. Pachniała świeżo
pieczonym chlebem. „Siadaj sobie wygodnie” rzecze owa niewiasta
„a ja strawy ci gorącej przygotuję”.Przycupnąłem tedy na
zydelku malowanym w kwiatki kolorowe i czekam, próbując na
rozliczne pytania gospodyni odpowiadać. W końcu talerz z gulaszem
przede mną postawiła, chleba solidną porcję i kubek herbaty
pachnącej malinami. „Jedz, na zdrowie”” -tak mi rzecze.
„Zdrożony pewnie jesteś, to zaraz w drugiej izbie posłanie ci
naszykuję”. Jakoś mi się nieswojo zrobiło, dziwnie. Pytam jej
tedy, czemu tak się obcym wędrowcem zajmuje, do chaty go wpuszcza i
usługuje jak panu jakiemu. A ona na to, że męża sobie szuka!
-kupiec ponownie po kufel sięgnął. -Myślałem, że żartuje sobie
kobiecina ale nie. Poważnie na mnie patrzy, uśmiecha się
nieśmiało. Wariatka jak nic. Odurnęła z tej samotności leśnej.
Gulaszu to nawet nie tknąłem, bo kto wie czy jakiego ziela tam nie
nasypała. Pożegnałem się pospiesznie i raz dwa z chatki
wyleciałem. Deszcz nie deszcz. Noc nie noc...byle dalej od tej
dziwnej starowinki. -mężczyzna odetchnął głęboko.
-Ty
nam swoją historię opowiedziałeś a ja do niej baśń swoją
doszyję. -uśmiechnął się Siniger, wygodniej na krześle
siadając. -Dawno, dawno temu, we wsi na skraju Wilczego Lasu
mieszkała pewna dziewczyna. Od rana do wieczora nic, tylko
wylegiwała się na zapiecku w rodzinnej chałupie albo siedziała
ślicznie ustrojona czekając aż zjawi się książę na białym
rumaku i zabierze ją jako żonę do swego pałacu. Nie przędła,
nie wyszywała, mówiąc, że naumie się jak za mąż wyjdzie, nie
uczyła się strawy gotować, twierdząc, że jeszcze nie ma dla
kogo. Rodzice ręce załamywali, ale na pannę siły nie było.
-bajarz spojrzał na karczmarzównę, która pokraśniała niczym
korale co je na szyi uwiązała. -Lata mijały. Dziewczyna już nie
czekała na księcia, ba wystarczyłby jej i chłopak z sąsiedztwa,
tylko każdy już żonę miał a na panienkę z okienka nawet nie
spojrzał. Potem odeszli rodzice, zostawiając po sobie żal
nieutulony i samotność. Zestarzała się, zwiędła uroda, warkocz
przyprószył cień siwizny, oczy wpatrzone w drogę przed domem
straciły młodzieńczy blask. I wtedy we wsi zjawiła się dziwna
niewiasta. Mówili potem, że to wróżka była, inni gadali, że
matka dziewczyny spokoju zaznać nie mogła po śmierci widząc, jak
jej jedynaczka życie przez bielutkie dłonie przepuszcza. Dość, że
do chaty weszła i słuch po niej zaginął tak jak i po samej starej
pannie.
-I
co się z nią stało? Zjadła ją ta czarownica? -pisnęła
dziewuszka siedząca na kolanach Margo.
-Czarownice
nie jedzą ludzi. -zaśmiał się Siniger. -Wolą naleśniki z
konfiturą. A w dodatku to nie była czarownica tylko prawdziwa
wróżka. Żal jej się dziewczyny zrobiło a może faktycznie matka
zza grobu łaskę jedynaczce wyprosiła, dość, że Wróżka czar na
nią rzuciła. Jeśli w postaci staruszki uda jej się męża
znaleźć, wtedy czas się odmieni, młodą postać jej zwróci... -O
ja głupi...-jęknął kupiec, zrywając się z zydla. Pospiesznie
monetę karczmarzowi rzucił i na podwórze wypadłszy konia jął
siodłać by do Wilczego Lasu wracać. I wrócił. Polanę
znalazł...jednak po chatce ani śladu nie było. Nie każdemu jak
widać Wróżka drugą szansę daje.
Obraz pochodzi z galerii: http://baary.deviantart.com/
Oj nie każdemu, ale innym aż za bardzo i wykorzystać nie umieją :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, nawet jak im tą szansę na talerzu się poda pod sam nos.
Usuń