25 kwi 2014

Ciernie i róże. część II

W samym zamku panowała niczym niezmącona cisza. Cały ptasi świergot, cały splendor dyszącej letnim upałem przyrody został za drzwiami, a przynajmniej tak się młodzieńcowi w pierwszej chwili wydawało. Gdyby obejrzał się za siebie ujrzałby, jak złociste palce słonecznej zieleni przemykają przez szparę w niedomkniętych drzwiach i pełzną śladem jego stóp wciąż dalej i dalej, po lodowym alabastrze posadzki. Zagarniają stopnie schodów, płyną po korytarzu...
Oddech osiadł mgiełką szronu na brwiach wędrowca, gdy ten pchnął kolejne drzwi, wchodząc do sypialni pani zamku. To stąd promieniowało owo nienaturalne zimno. Mróz malował na ścianach liście paproci, obiegał śnieżnym wzorem zamarznięty błękit baldachimu zdając się stać na straży kobiety uśpionej za delikatną zasłoną jedwabiu. Czarne włosy rozsypane na bieli poduszki tkał kryształkami lodu niczym diamentowym diademem, srebrzył suknię ledwie ledwie drżącą na niemal nieruchomej piersi.
Tak. Była piękna.
Popatrzył syn ogrodnika na uśpioną księżniczkę, na blade policzki ocienione firankami rzęs, miękką linię ust. O czym śniła? Jakie drogi przemierzała z daleka od świata opromienionego słońcem? Może zbudziłby ją pocałunek. Kto wie. Ale czy miał prawo dotykać warg oszronionych zapomnieniem?
Westchnął cicho, odstąpił krok od uśpionej księżniczki ale nie opuścił komnaty. Podszedł szybko do wysokiego, łukowo sklepionego okna, szczęknął lodowatą zasuwką i otworzył je na oścież chwytając w płuca nagrzane, słodkie od zapachu róż powietrze.
Wtargnęło słońce do zastygłej w lodowatym śnie sypialni, zatańczyło na błękicie baldachimu, roztopiło szron, starło złotymi palcami lodowe malowidła. A od drzwi już wpełzała zieleń niosąca ze sobą gwiazdki powojnika, wspinała się po nogach łoża miękkim kocem okrywając zimną postać księżniczki.
Poróżowiały alabastrowe policzki, drgnęły nieruchome usta. Pierś kobiety uniosła się w głębszym oddechu i na stojącego w oknie młodzieńca spojrzały błękitne, wciąż zmętniałe długim snem oczy. -Nie jesteś rycerzem. -cichy głos nie niósł w sobie zdziwienia. -Rycerz nie przedostałby się przez zaklęty żywopłot. Drzwi zamku nie otworzyłyby się przed nim. Nigdy więcej żaden Rycerz nie przekroczy murów mojej dziedziny! -błękitne oczy zalśniły tłumionym gniewem. -A teraz odejdź. Zawrzyj okno, zamknij za sobą wrota zamku. Mój ból wciąż jest zbyt silny, abym mogła przestać śnić.
-Zrobię jak sobie życzysz, piękna pani. -syn ogrodnika skłonił się głęboko. -Lecz sen koi jedynie ból ciała zranionego, nie serca. Śniąc zapominasz o troskach tylko na czas wędrówek po innych światach. Budząc się, wracasz do nich. Miś w gawrze zaśnie słodko w oczekiwaniu na wiosnę, Ziemia pod śniegiem czeka na pierwsze promienie słońca. Ale na co ty czekasz, pani? Świat rozkwitł dla ciebie jako i co roku rozkwita a ty śnisz z duszą skutą lodem.
-A skąd ty możesz o tym wiedzieć?! Magiem jesteś? -księżniczka wsparła się na łokciach i usiadła w jedwabnej pościeli. Zaskoczył ją ten młodzieniec o lnianych włosach, zaskoczyło ciepło słońca na policzkach.
-Każdy magiem jest, piękna pani. Tak przynajmniej wieśma nasza prawi. Ale wystarczy wkoło popatrzeć...i człek już wie, że ciągłą ucieczką niczego się nie pokona a jedynie nogi zmęczy.
-Zatem mam trwać w bólu i samotności patrząc jak inna zbiera owoce z mojego drzewa?
-Kiepski ze mnie kompan do filozoficznych dyskusji. -młodzieniec uśmiechnął się z zażenowaniem. -Ale wiem, że w sadzie mojego ojca niejedno drzewo rośnie i niejedno piękny owoc wydaje. Co nam da rozpamiętywanie straty? Ojciec nie płacze nad uschniętą jabłonią. Ścina ją, a na jej miejsce nową sadzi. Przyjdzie czas, że ta młoda jabłuszkiem się zarumieni.
Uśmiechnęła się księżniczka do młodzieńca. Podziękowała mu za ciepłe i pełne otuchy słowa. Nie zapadła już w sen otulony chłodem i choć syn ogrodnika jej mężem nie został (bo to zupełnie inna bajka), to uległ prośbom księżniczki i zamieszkawszy w zamku zajął się tym co umiał najlepiej – ogrodnictwem. Pielęgnowana przez niego dzika róża oplatająca zamkowe mury, stała się słynna w całej krainie i nie minęło wiele czasu a ze wszystkich stron jęli się zjeżdżać ci, co na własne oczy chcieli ów cud zobaczyć. Pewnego dnia zjawił się też książę z sąsiedniej wyspy, któremu pani zamku najpiękniejszą różą się zdała i...ale to jeszcze inna bajka.



Autorką zdjęcia jest Debra Usher

10 komentarzy:

  1. Za piękne, żeby było prawdziwe. Jesteś przez swoje mini bajeczki balsamem dziś na moją duszę.
    Widzę, że i Ciebie zaatakowały komentarze anonimowe - musisz zablokować je, bo potrafią być upier.....:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę...bo mam jednego cudnego Anonima, który zostawia komentarze po których słoneczko zaczyna świecić ;)
      Jakoś je blokuję powolutku, w spam ładując. Wtedy nie wracają.

      Usuń
    2. Rzeczywiście i ja lubię czytać Jego wpisy. No to musisz sobie radzić na piechotę :)

      Usuń
  2. Droga Muzyko, siły wyższe pchnęły mnie na kilka dni w świat smutny i trudny, w miejsce, gdzie nie było tam słychać Twojego głosu. Dziś wróciłam i zrobiłam sobie ucztę. Kawa, ciasto czekoladowe i Twoje słowa. Ma rację ogrodnik - trwanie w bólu i samotności obezwładnia, zatruwa. Niełatwo jest wyleczyć serce mocno zranione, ale trzeba dać mu żyć, niech bije i pulsowaniem krwi oczyszcza nas z żalu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wiedziałam, że dziś będzie dobry dzień :)
      Melancholijnie ostatnio na Muzyce, ale chyba mimo wszystko słonecznie. To taka spokojna słoneczność. bez dzikich podskoków...ale i na nie przyjdzie pora :)

      Usuń
  3. Pocalunek ust rozkochanych.....cudo !

    OdpowiedzUsuń
  4. To nie szkodzi, że melancholijnie... Ważne, że słonecznie spokojne. Tak nam ostatnio brak takiego spokoju.

    OdpowiedzUsuń