Deszcz bębnił o dach, szemrał w rynnach senną kołysankę, ścigał się
kroplami po okiennych szybach rozmywając ciemniejszy kontur lasu
widocznego przez okno. Bezlistna jarzębina mokła smętnie
w towarzystwie nagiej brzozy i nawet nastroszone wróble w żywopłocie
zamknęły dzioby zawieszając wszystkie zbrojne konflikty. Świat przysnął,
przycupnął pod ciężką od wilgoci świerkową łapą i czekał na słońce.
-Przecież umiesz przegonić deszcz. -jęknęła Margolota. -Pada i pada...
-Umiem. -ziewnął smok, wygrzewający przy piecu łuskowate boki. -Ale
wiesz dobrze, że te chmury muszą gdzieś zrzucić swoje brzemię.
-Koniecznie tutaj?
-Wyobraź sobie, skieruję je nad sąsiednie królestwo a tam jakaś inna,
marudna Margolota, poprosi swojego Smoka, żeby posłał je gdzie indziej. I
co? Będzie się tak chmurka miotała..i miotała...aż w końcu się obrazi i
będziemy mieć suszę. Równowaga, moja panno. Równowaga. Będzie padało aż
się wypada a ty zamiast zwieszać nos na kwintę mogłabyś drożdżówkę
upiec. Takie ciasto to magia równie wielka jak rozkazywanie żywiołom a o
ile bardziej bezpieczna...
-Akurat...magia. -burknęła wieśma, ze stęknięciem podnosząc się z krzesła i sięgając po makotrę.
-Oczywiście, że magia. -przytaknął Smok, ukradkiem wyjadając rodzynki z
płóciennego woreczka. -Bardzo smakowita magia...Kreacja w najczystszej
formie słodyczy!
-A potem magicznie Ci brzucho rośnie...
-Phi...Po prostu rozpiera mnie energia! -Smok otworzył wieśmową książkę kucharską i po chwili znalazł przepis na drożdżówkę.
Pół kilo mąki (najlepiej orkiszowej)
jedno żółtko i dwa jajka (aby tylko nie od tych kur co Margosi do puszczy uciekły)
10 dkg masła (prawdziwego, nie margaryny-margaryna przywołuje demony niestrawności)
łyżka oleju
szczypta soli
szklanka mleka
pół szklanki cukru
10g drożdży utartych z łyżką cukru.
Rodzynki (o ile Smok wszystkich nie zjadł)
Masełko w rondelku rozpuściło się szybko na gorącym piecu, mleko
podgrzało delikatnie. Margo utarła jajka z cukrem, Smok odmierzył mąkę i
kichając jak z armaty dosypał do puchowego kogla-mogla. Potem do
makotry powędrowało letnie, rozpuszczone masło, mleko, oliwa, sól i
drożdże. Wieśma wymieszała wszystko drewnianą łyżką, przykryła lnianą
ściereczką i postawiła w cieple, z dala od przeciągów, żeby sobie
spokojnie urosło.
Teraz nadszedł czas na zrobienie kruszonki. Z
10dkg mąki, 5 dkg masła, 5 dkg cukru pudru i cukru z prawdziwą wanilią
(całe opakowanie) Margo szybciutko zagniotła kruszonkę i wstawiła do
zimnej sieni, żeby masło się zanadto nie rozpuściło.
Teraz
pozostało już tylko czekanie i cierpliwe znoszenie mlaskoczącego Smoka,
zezującego co i rusz w stronę makotry z rosnącym ciastem. W dodatku
ciasto rosło długo. Raz, potem przemieszane w makotrze drugi raz...a
potem wyłożone do blachy wysmarowanej masłem i wysypanej mąką – po raz
trzeci, już z kruszonką na wierzchu. I dopiero gdy podrosło w blasze,
Margo wstawiła je do rozgrzanego pieca. Ciężko jest określić temperaturę
w jakiej wieśma piekła drożdżówkę, ale sięgnijmy w tym momencie bardzo
magicznie do innego wymiaru rzeczywistości. Tam, gdzie istnieją
elektryczne piekarniki możemy nastawić je na 180stopni i piec około 40
minut.
-Rezultat jest wyjątkowo smoczny. -wymamrotał Smok z paszczą
pełną ciepłej drożdżówki. Bez rodzynek. Rodzynki zjadł wcześniej.
Wszystkie...
ojojojojoj:)))biegnę po mąkę orkiszową:)))a jak myślisz ?jaglana też by się nadała?:)))
OdpowiedzUsuńJaglana chyba inaczej rośnie. Osobiście do mąki jaglanej mam mieszane uczucia - jeśli coś robię to gotuję kaszę i rozcieram ją w blenderze.
UsuńTeraz za to nacapierzyłam się na mąkę kokosową. W sobotę, jak już mi katar minie skoczę na giełdę i zobaczę czy jest.
Smocza drożdżówka??? To coś w sam raz dla moich "masterów" ;)
OdpowiedzUsuńJak się wsłucham, to jeszcze dochodzi do mnie to mlaskotanie...
Takie zuchy z pewnością poradzą sobie nawet z uchowaniem rodzynek przed smokiem ;) A w niedalekiej przyszłości na stół Margolciowy wjedzie szarlotka ;)
UsuńNo, noooo.... smocza drożdżówka! Jak smok tak mlaszcze głośno, że aż u mnie słychać to widać warta grzechu!
OdpowiedzUsuńTylko czy ja tu na tym odludziu mąkę orkiszową kupię?
Orkisz to moja wydumka. Udało mi się kupić, więc się pastwię. A drożdżówka wychodzi równie dobrze z pszennej i nie trzeba nawet proporcji zmieniać.
UsuńNie miałam w planie piec dziś ciasta... Ale chyba smoczej drożdżówce się nie oprę ;). Ino tej orkiszowej mąki brak, dobrze, że mam zwykłą.
OdpowiedzUsuńUściski
Z kolei ja muszę zrobić te farfocelki które widziałam na twoim blogu :) tylko katar mi przeszkadza ;)
UsuńKatar potrafi odebrać radość z tego co robimy. Może się przydać co nejwyżej przy gotowniu ryby ;).
UsuńZdrówka życzę
Tylko wtedy trudno ją dobrze przyprawić :D
Usuńjuż czuję zapach tego magicznego ciasta :)
OdpowiedzUsuńA ja nie czuję ;/ Kurka...katar mi nos zablokował ;)
Usuńciasto drożdżowe tak jak i chleb na zakwasie to magia w czystej postaci!!! Smoki taj jak i Wiewiórki, wiem to z własnego doświadczenia, za nim wprost przepadają!!!
OdpowiedzUsuńBardzo smaczna magia ;)
UsuńNo mnie już do końca życia będzie tylko energia rozpierać . Dzięki Smoku :)
OdpowiedzUsuńZostaw miejsce na szarlotkę ;)
UsuńNo to mam dobry przepis na ciacho drożdżowe ;) dziękuję.
OdpowiedzUsuńSprawdzony wielokrotnie :)
UsuńA co jest nie tak z jajkami od Margolowych uciekinierek???
OdpowiedzUsuńObawiam się, że drożdżówka na takich jajkach miałaby bardzo bojowe nastawienie ;)
Usuń