Oczywiście, że była szczęśliwa. Tylko z biegiem lat jej nieśmiałe, delikatne szczęście zaczęło tracić słuch, osaczone coraz głośniejszą pieśnią o chwale i sile. Zagłuszone muzyką, która zagarniała sobą cały świat, nie zostawiając dziewczynie nic, prócz stosów zapisanych pergaminów ze słowami kolejnych rycerskich ballad.
-Nie słyszę siebie! -szeptała cichutko, gdy Minstrel nabierał tchu przed następną pieśnią.
-Nie możesz siebie słyszeć! -odpowiadał. -Przecież to byłby dysonans w muzyce, jaką cię otaczam! Nie bądź niemądra, kochanie. Zobacz, piórko na mojej czapce nie błyszczy tak jak powinno. Zajmij się tym. To wychodzi ci znacznie lepiej niż śpiew.
I dziewczyna milkła. Jednak coraz częściej tęskniła za ciszą. Coraz bardziej przeszkadzała jej nie dająca wytchnienia, drapieżna muzyka. W końcu, nie mogąc już znieść ciągłego hałasu spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i uciekła jak najdalej od Minstrela i wielkiego miasta. Prawdę powiedziawszy, Minstrel nawet tego nie zauważył zajęty komponowaniem kolejnej pieśni a miasto odetchnęło z ulgą, pozbywszy się cichego, niepokojącego elementu.
Dziewczyna zaś zawędrowała do Prastarej Puszczy. Jak to w bajkach bywa, błąkającą się, nieszczęśliwą istotę spotkał pustelnik żyjący w sercu lasu, z dala od zgiełku i szaleńczej galopady świata. Pustelnik wcale nie był stary i nie odżywał się korzonkami. Mieszkał w całkiem wygodnym domu otoczonym żywicznym zapachem drzew a spiżarnię zaopatrywał w pobliskiej wsi, tej samej zresztą, w której tak często pojawiała się Margolota.
Dziewczyna została u pustelnika. Zachwyciła się ciszą otulającą leśną polanę, z ulgą przyjęła małomówność towarzysza. Powoli, dzień za dniem zrzucała z siebie strzępki hałasu, leczyła duszę pokąsaną ostrymi dźwiękami. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby wraz z zabliźnianiem się ran, owa kojąca cisza nie stawała się coraz bardziej uciążliwa i martwa. Dziewczyna przyzwyczajona to tego, że wypełniały ją roztańczone dźwięki muzyki, teraz poczuła pustkę i smutek. To co ją koiło, nagle stało się nudne i bezbarwne.
-Ta cisza jest nie do zniesienia. -skarżyła się wieśmie. -Pustelnik niemal nic nie mówi, nie potrafi grać na żadnym instrumencie a o śpiewie to zupełnie zapomnij. Albo ucieknę od niego, albo oszaleję!
-Jaka cisza? -zdziwiła się Margolota. Siedziały na przyzbie. Ciepłe, wiosenne słońce ogrzewało policzki, łaskotało nosy zadarte w stronę nieba. Las szumiał, szeleścił rozradowany rychłą zapowiedzią zielonych listów, ptaki darły dzioby, prześcigając się w wesołych trelach. Nawet koza wieśmy poczuwszy wolę Bożą, meczała zalotnie do oburzonego kota.
-Całe życie ktoś śpiewał ci własne piosenki. -Smok przeciągnął się z metalicznym chrzęstem łusek. -Teraz dano ci szansę stworzyć własną pieśń. Dopiero w tej ciszy usłyszysz samą siebie.
Autorem obrazu jest Shawna Erback
A to dopiero......
OdpowiedzUsuńPrawda? ;)
UsuńOj tak... Bo trzeba trochę miejsca dla siebie i trochę ciszy żeby sie usłyszeć. Tylko nie każdy ma odwagę... I wtedy rodzi sie niepokój.
OdpowiedzUsuńUściski
Tak. Wielu boi się ciszy i tego, co mogliby wtedy usłyszeć.
UsuńA to mi w duszy gra :)
OdpowiedzUsuńPo cichutku :)
Usuńno cóż:)tęsknimy za ciszą,a jak jest to nas uszy bolą:))))
OdpowiedzUsuńBo kurka...zawsze się chce tego czego się nie ma ;)
Usuń