12 lut 2014

Coś z niczego

Choć zima jeszcze na dobre panoszyła się między opłotkami, wraz z nadejście lutego gospodynie rozpoczęły pierwsze,wiosenne porządki. Po całej wsi niósł się huk trzepaczek niemiłosiernie bijących pierzyny i poduchy. Kurz buchał chmurą znad makatek aż żywina kichając i prychając chowała się gdzie popadnie. Mężowie zacnych niewiast przycupnęli zaś w karczmie, coby która trzepaczka na ich kożuchu nie wylądowała nie bacząc na to, że kożuch ma w środku właściciela.
Wieśma zastała sołtysową pracowicie upychającą w lnianym worku kłęby różnokolorowych ubrań. Były tam wełniane, znoszone sweterki, czapki, którym to i owo się urwało, skarpety tu i ówdzie poprzecierane.
-Co zamierzasz z tym zrobić? -zapytała Margo, zwijając szalik nadpruty zębem czasu.
-Stary za obejście wyniesie i spali. -odparła sołtysowa zawiązując worek kawałkiem sznurka. -Krowom przeca nie podłożę, psu na budę też się nie nada bo się burek nitkami podusi.
-Szkoda spalić...-Margo przygryzła koniec warkocza. Tęcza kolorowej włóczki wciąż tańczyła jej przed oczami. -A może dla mnie to oddacie? Jeśli mi się nie przyda, to może komu innemu...
-Tak za darmo? -sołtysowa łypnęła na wieśmę spode łba. -Może choć maść na strzykanie w kościach, albo smarowidło wigoru dodające...
-Maść przyniosę za trzy dni. Zrobić muszę. -Margo chwyciła za worek, pomijając milczeniem drugą propozycję. Sołtys serce miał słabe, żony bał się jak demonów piekielnych. Jakby mu do tego jeszcze wigor doszedł, to nie skończyłoby się to dobrze. O nie...
Tak jak i obiecała, po trzech dniach wieśma ponownie zawitała do sołtysowej, przynosząc zamówiony specyfik. Mogła spodziewać się wszystkiego, ale nie dzikiej furii atakującej ją już na progu domu.
-Czyś ty widziała?! -kobieta dyszała wściekłością. -Widziałaś, jaką chustę wydziergała sobie żona garncarza?! Cała wieś z zachwytu oczy gubi! Skąd ona taką cudną przędzę wynalazła, przecież żaden kupiec przez wieś nie przejeżdżał ostatnio!
-Dałam jej twoje stare ubrania. -odparła wieśma ze stoickim spokojem. -Spruła część z nich i z wełny zrobiła chustę.
Sołtysową najpierw zatchnęło a potem, nie patrząc nawet na Margo, pospiesznie narzuciwszy na plecy barani kożuszek, poleciała wszystkim sąsiadkom szeptać, że ta chusta garncarzowej to nic nie warta jest, bo z jej łachmanów zrobiona.
Wieśma dotarła do chatki w filozoficznym nastroju i kolorowej czapce zrobionej przez garncarzową. -Nie pojmuję niektórych ludzi. -westchnęła do Smoka, zabierając się za ugniatanie ciasta na drożdżówkę. -najpierw pozbywają się czegoś, co według nich jest zupełnie bezwartościowym kamieniem a potem zazdroszczą innym, którzy potrafili przemienić ów kamień w złoto.
-Bo żeby przemienić kamień w złoto, trzeba poznać wartość samego kamienia. -odparł Smok. 



Obraz znaleziony w sieci. Niestety, nie znam autora.

16 komentarzy:

  1. Lubię robić coś z " niczego"...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też :) Ile to daje radości, że można cos pozornie niepotrzebnego zmienic w coś nowego, cieszącego i przydatnego.
    Uściski

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak myślałam, że Wam się spodoba. Baśń jest wynikiem pewnej nie do końca przyjemnej rozmowy i mam nadzieję, że pewnej "sołtysowej" da kiedyś do myślenia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, ze niejednej "słotysowej" da do myślenia ... tylko czy one to czytają????

      Usuń
    2. Myślę, że nie, przecież moje bajki nie mają metki "Armani" :D

      Usuń
    3. Armaniego może mieć każdy jak sie uprze, a coś zrobionego własnymi rękami jest niepowtarzalne i do tego trzeba umiec to zrobić :)

      Usuń
  4. Taaak... samo życie. Niektórzy "śmieci" potrafią zmienić w arcydzieło - niezmiennie zazdraszczam tej umiejętności :-)
    Nie myślałaś o wydaniu jakiegoś zbiorku złożonego z opowiadań o Margolocie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę. Jak jeszcze jaki wydawca o tym samym pomyśli, to pewnie "się wyda" ;) Nie stać mnie na opłacenie druku, więc wydanie własnym sumptem nie wchodzi w grę i w sumie mija się z celem :)

      Usuń
    2. Fakt. Ale mimo wszystko fajnie byłoby mieć na podorędziu i móc sięgnąć po papierową wersję w dowolnej chwili :-)

      Usuń
  5. No tak, skarb z niczego i odrazu zazdrość budzi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety. W dodatku tak ciężko nauczyć się cieszyć z cudzego sukcesu...

      Usuń
  6. Bardzo pouczająca opowieśc:))tylko właśnie,żeby sołtysowe ją przeczytały:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Im szkoda czasu na czytanie ;) Przecież i tak wszystko wiedzą najlepiej.

      Usuń
  7. jakie to prawdziwe i nagminne, aż się uśmiechnęłam pod nosem :)

    OdpowiedzUsuń
  8. To tak jak u nas w kraju - ja nie będę miała, ale i sąsiad też nie może :)

    OdpowiedzUsuń