Choć zima jeszcze na dobre panoszyła się
między opłotkami, wraz z nadejście lutego gospodynie rozpoczęły
pierwsze,wiosenne porządki. Po całej wsi niósł się huk trzepaczek
niemiłosiernie bijących pierzyny i poduchy. Kurz buchał chmurą znad makatek
aż żywina kichając i prychając chowała się gdzie popadnie. Mężowie
zacnych niewiast przycupnęli zaś w karczmie, coby która trzepaczka na
ich kożuchu nie wylądowała nie bacząc na to, że kożuch ma w środku
właściciela.
Wieśma zastała sołtysową pracowicie upychającą w
lnianym worku kłęby różnokolorowych ubrań. Były tam wełniane, znoszone
sweterki, czapki, którym to i owo się urwało, skarpety tu i ówdzie
poprzecierane.
-Co zamierzasz z tym zrobić? -zapytała Margo, zwijając szalik nadpruty zębem czasu.
-Stary za obejście wyniesie i spali. -odparła sołtysowa zawiązując
worek kawałkiem sznurka. -Krowom przeca nie podłożę, psu na budę też się
nie nada bo się burek nitkami podusi.
-Szkoda spalić...-Margo
przygryzła koniec warkocza. Tęcza kolorowej włóczki wciąż tańczyła jej
przed oczami. -A może dla mnie to oddacie? Jeśli mi się nie przyda, to
może komu innemu...
-Tak za darmo? -sołtysowa łypnęła na wieśmę
spode łba. -Może choć maść na strzykanie w kościach, albo smarowidło
wigoru dodające...
-Maść przyniosę za trzy dni. Zrobić muszę. -Margo
chwyciła za worek, pomijając milczeniem drugą propozycję. Sołtys serce
miał słabe, żony bał się jak demonów piekielnych. Jakby mu do tego
jeszcze wigor doszedł, to nie skończyłoby się to dobrze. O nie...
Tak jak i obiecała, po trzech dniach wieśma ponownie zawitała do
sołtysowej, przynosząc zamówiony specyfik. Mogła spodziewać się
wszystkiego, ale nie dzikiej furii atakującej ją już na progu domu.
-Czyś ty widziała?! -kobieta dyszała wściekłością. -Widziałaś, jaką
chustę wydziergała sobie żona garncarza?! Cała wieś z zachwytu oczy
gubi! Skąd ona taką cudną przędzę wynalazła, przecież żaden kupiec przez
wieś nie przejeżdżał ostatnio!
-Dałam jej twoje stare ubrania. -odparła wieśma ze stoickim spokojem. -Spruła część z nich i z wełny zrobiła chustę.
Sołtysową najpierw zatchnęło a potem, nie patrząc nawet na Margo,
pospiesznie narzuciwszy na plecy barani kożuszek, poleciała wszystkim
sąsiadkom szeptać, że ta chusta garncarzowej to nic nie warta jest, bo z
jej łachmanów zrobiona.
Wieśma dotarła do chatki w filozoficznym
nastroju i kolorowej czapce zrobionej przez garncarzową. -Nie pojmuję
niektórych ludzi. -westchnęła do Smoka, zabierając się za ugniatanie
ciasta na drożdżówkę. -najpierw pozbywają się czegoś, co według nich
jest zupełnie bezwartościowym kamieniem a potem zazdroszczą innym,
którzy potrafili przemienić ów kamień w złoto.
-Bo żeby przemienić kamień w złoto, trzeba poznać wartość samego kamienia. -odparł Smok.
Obraz znaleziony w sieci. Niestety, nie znam autora.
Lubię robić coś z " niczego"...
OdpowiedzUsuńJa też :) Ile to daje radości, że można cos pozornie niepotrzebnego zmienic w coś nowego, cieszącego i przydatnego.
OdpowiedzUsuńUściski
Tak myślałam, że Wam się spodoba. Baśń jest wynikiem pewnej nie do końca przyjemnej rozmowy i mam nadzieję, że pewnej "sołtysowej" da kiedyś do myślenia ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, ze niejednej "słotysowej" da do myślenia ... tylko czy one to czytają????
UsuńMyślę, że nie, przecież moje bajki nie mają metki "Armani" :D
UsuńArmaniego może mieć każdy jak sie uprze, a coś zrobionego własnymi rękami jest niepowtarzalne i do tego trzeba umiec to zrobić :)
UsuńNo tak logiczne ;)))
UsuńTaaak... samo życie. Niektórzy "śmieci" potrafią zmienić w arcydzieło - niezmiennie zazdraszczam tej umiejętności :-)
OdpowiedzUsuńNie myślałaś o wydaniu jakiegoś zbiorku złożonego z opowiadań o Margolocie?
Myślę. Jak jeszcze jaki wydawca o tym samym pomyśli, to pewnie "się wyda" ;) Nie stać mnie na opłacenie druku, więc wydanie własnym sumptem nie wchodzi w grę i w sumie mija się z celem :)
UsuńFakt. Ale mimo wszystko fajnie byłoby mieć na podorędziu i móc sięgnąć po papierową wersję w dowolnej chwili :-)
UsuńNo tak, skarb z niczego i odrazu zazdrość budzi
OdpowiedzUsuńNo niestety. W dodatku tak ciężko nauczyć się cieszyć z cudzego sukcesu...
UsuńBardzo pouczająca opowieśc:))tylko właśnie,żeby sołtysowe ją przeczytały:))
OdpowiedzUsuńIm szkoda czasu na czytanie ;) Przecież i tak wszystko wiedzą najlepiej.
Usuńjakie to prawdziwe i nagminne, aż się uśmiechnęłam pod nosem :)
OdpowiedzUsuńTo tak jak u nas w kraju - ja nie będę miała, ale i sąsiad też nie może :)
OdpowiedzUsuń