Kiedyś, bardzo dawno temu mała, przestraszona dziewczynka wymyśliła sobie to drzewo. Miękki, bezpieczny świat. Ucieczkę od rzeczywistości.
Przyniosła do domu swojej duszy małą sadzonkę światła i nagle okazało się, że dąb przebił korzeniami granicę światów i zakotwiczył się w materii realności.
Zmieniał się. Raz był strażnikiem. Ciemniał niczym przedburzowe niebo, marszczył brew konarów, otaczał jej dom nieprzeniknioną tarczą. Innego dnia perlił się rosą na zielonozłotych liściach sprawiając, że wnętrze domu wypełniała rozmigotana mgiełka. Czasem był mgielny, zasłuchany w to, co dziewczynka szepcze mu przytulając policzek do chropowatego pnia, a czasem chichotał szeleszcząco, łaskotany w gałęzie stadem dziwnych stworków buszujących w jego koronie.
Dziewczynka dopiero po wielu latach zrozumiała, że to ona jest dębem. Ona sama sięga ramionami gałęzi do firmamentu, sama zakotwicza stopy w wilgoci Matki Ziemi. Jest strażniczką, opiekunką i częścią wszechświata.
zdjęcie pochodzi z galerii: http://miragie.deviantart.com/gallery/?catpath=%2Ftraditional&offset=0
Piękny tekst... ale mieć namalowane to co na zdjęciu ...
OdpowiedzUsuńRysunek jest niepokojący, prawda? Każdy widzi w nim coś innego.
Usuńbardzo chciałabym taki obraz:)
UsuńBardzo długo wybierałam ilustrację do tego opowiadania. Jest tyle portretów kobiet-drzew. Ten jednak zatrzymał mój wzrok najdłużej. I został. :)
UsuńZadumałam się...
OdpowiedzUsuńUściski
Zadumanie jest fajne :)
Usuń