24 lip 2011

Ostoja prawdziwa.

Przy okazji relacji z Grunwaldu nie wspomniałam tym razem o tym, gdzie skłanialiśmy ku poduszkom nasze skołatane główki. Nie było to bynajmniej niedopatrzenie a celowy zamysł, bo miejsce w którym nocowaliśmy zasługuje na dłuższy opis.

Trafiłam tam przez kontakt blogowo/zawodowy. Otóż okazało się, że pani, która swego czasu zamówiła u mnie parę prac, w tym roku otworzyła podwoje swojego gospodarstwa agroturystycznego pod Nidzicą i widząc mój apel o noclegi w pobliżu pól grunwaldzkich pospieszyła z informacją, że ma jeszcze parę wolnych pokoi.
W ubiegłym roku, jak zapewne pamiętacie nocowaliśmy w Nidzickim zamku. Teraz jednak trwa tam remont i skrzypienie drewna, stukot młotków oraz trzask dachówek spadających nie tylko z dachu ale i znienacka zaburzył by naszą delikatną psychikę. Poza tym mieszkając tam byliśmy "uwiązani" godzinami wypasania inwentarza i musieliśmy się stawiać na posiłki co trochę dezorganizowało nam plan dnia.
"Ostoja" prowadzona przez tatę pani Agaty w pełni zasługuje na swoją nazwę. Położona o kilometr od najbliższej zagrody, otoczona lasami stanowi prawdziwy raj dla kogoś, kto po całym dniu grunwaldzkich szaleństw chciałby naładować baterie, odetchnąć i się wyciszyć. Ba! Jezioro przed samym domostwem zaprasza do kąpieli i kiep ten, kto nie skorzysta z dobrodziejstw czystej wody!
Nie mam pojęcia w jaki sposób gospodarze nawiązali współpracę z miejscową fauną, bo wszystkie wymienione na stronie Ostoi zwierzątka stawiły się w komplecie. Nawet dostojny orzeł pokazał się w pełnej krasie (i to z wstawką wokalną).
Rozpieszczano nas tam niczym książątka i muszę wam powiedzieć, że do dziś się zastanawiam czy przypadkiem wody w jeziorze specjalnie nie podgrzewano bo cieplutka była jak marzenie.
Zdecydowanie. Ostoja to kolejne miejsce do którego będziemy wracać i które mogę z czystym sumieniem polecić tym wszystkim, którym kołkiem w przełyku staje szmirowatość hałaśliwych kurortów.
***
Starszy przeczytał moją relację z wyjazdu i skrzywił się okrutnie, bo swojego zdjęcia nie uświadczył. Cóż. Nie miałam pojęcia, że pacholę tak medialną ma duszę, więc teraz niniejszym naprawiam swój błąd.
Oto on (między innymi) w czepku przeze mnie "półstanikiem" ochrzczonym i kapelutku z sośniny.
Zdjęcie podpisała bym inaczej, ale obawiam się, że wtedy nawet mój bardzo spokojny mąż lekko by się zapienił.

Pozdrawiam :)



6 komentarzy:

  1. przezabawnie wszystko opisałaś. jesteś bardzo bardzo pozytywnie zakręconą kobietą :D a ja założyłam drugiego bloga :) -->
    http://aiwenore-mydailysecrets.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mamon - w tekście jest link - kliknij na zieloną "Ostoję". Zaiste. Można się zakochać w tym zakątku

    OdpowiedzUsuń
  3. To miejsce wygląda wspaniale i ja muszę go zapisać może kiedyś....

    Pozdrawiam

    KobiecePasje

    OdpowiedzUsuń
  4. Pani Agnieszko, faunę mamy na pilota - pod jedynką sarna z młodym, na orle bieliku pod 9 kończąc. Dla Państwa włożyliśmy do pilota nowe baterie ;) Dzięki za miłe słowa, pozdrawiam i zapraszam ponownie!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Pani Agnieszko, faunę mamy na pilota - pod jedynką sarna z młodym, na orle bieliku pod 9 kończąc. Dla Państwa włożyliśmy do pilota nowe baterie ;) Pozdrawiam i zapraszam ponownie

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne !!Zapraszam do mnie po wyróżnienie :))

    OdpowiedzUsuń