Sami sobie sprawy nie zdajemy, ile magii otacza nas w codziennym życiu. Ba! Najbardziej banalne sytuacje, obowiązki domowe epatują metafizyką. Ach i Och! No, ale żeby nie być gołosłownym przytoczę dwa przykłady z ostatnich dni:
Zaklęcie pierwsze.
Kupiłam Młodemu sztruksy. Modne. Chyba mówi się na takie "ful wypas". CZARNE jak czarny kozioł w noc bezksiężycową urodzony (początek wątku magicznego). Syn odzienie radośnie zaakceptował i nie mniej radośnie spatynował już pierwszego dnia. No więc spodnie należało uprać. Mówię wam, nie ma skuteczniejszego sposobu na zaklęcie niż upranie czarnych sztruksów z paczką chusteczek higienicznych włożonych do kieszeni tychże. Nawet panowie z pod budki z piwem takiej MAGII SŁOWA nie znają.
Zaklęcie drugie.
Jako, że Mały podkatarzał ostatnio i nie chodził do przedszkola postanowiłam porobić porządki w szafkach kuchennych (twórczość radosna w pracowni przy moim destrojerze nie wchodzi w grę). Zabrałam się przede wszystkim do sortowania leków nagromadzonych przez czas kiedy mieszkamy w "nowym" domu. Sporo tego, bo moje leczenie polega na:
1. wykupieniu recepty
2. przeczytaniu ulotki
3. odłożeniu leku na półkę i czekaniu aż choróbsko same przejdzie.
Wydawało mi się, że przenieśliśmy się do Bielska zaledwie 2 lata temu...ale ilość przeterminowanych lekarstw a mojej szafce sugerowała, że eony minęły od przeprowadzki. No, w każdym razie mogłabym tym wytruć pół miasta. Tableteczki, fioleczki i insze zawartości odłożyłam do utylizacji a kartonowe opakowania postanowiłam spalić w kominku. I tu zaczęły się schody. Nie wiem skąd biorą się doniesienia o pożarach wywołanych przez przypadkowy zapłon. Nie wiem skąd się W OGÓLE biorą pożary. Papier teoretycznie powinien się palić jak piekło i wszyscy diabli. Teoretycznie. Bo w praktyce....pomogło dopiero solidne, nad wyraz ogniste zaklęcie (można powiedzieć, że zionęłam ogniem) przyznam się Wam, że sama nie wiedziałam, że takie znam. MAGIA normalnie MAGIA.
ps. Jaśniej już chyba dziś nie będzie, więc idę "zakląć" trochę światła i zdjęcia porobić.
Wiosny mi się chce. Wam też?
Wyraz niesamodzielny modyfikujący (-by, -bym, -byśmy, -byście, -byś, -że, -ż, nie, chyba, li).
OdpowiedzUsuńPartykuła -by, -bym, -byś, -byś, -byście, tworzy tryb przypuszczający czasowników.
Z czasownikami w formie osobowej pisana jest łącznie. Przed czasownikiem lub z bezokolicznikiem pisana jest oddzielnie.
W zwiazku z powyzszym wiec, stwierdzenie: 'mogła bym tym wytruć pół miasta' brzmiec powinno: 'mogłabym tym wytruć pół miasta'.
OdpowiedzUsuńhm...ale sam fakt otrucia byłby jednakowo skuteczny?;p
OdpowiedzUsuńJuż poprawiam ;))
Hali Halo! Wiec jestes moja sasiadka, bo z Bielska do Cieszyna calkiem niedaleko ;)
OdpowiedzUsuńW tej chwili Twoja szkatulka lepsza jak wiosna, bo kolorowa i prawdziwa czego o tej drugiej powiedziec nie mozna (no ale i na ta czas przyjdzie), pozdrawiam cieplutko
Savannah - no troszkę kilometrów będzie... bo mieszkam w Bielsku Podlaskim :)..ale w Cieszynie byłam. Piękne miasto.
OdpowiedzUsuńJak zwykle, wszystko urocze. Dzieki temu blogowi rozkochałam sie w decoupagu:). Obserwuje juz go od roku, lecz od niedawna sie ujawniłam. Pozdrawiam i nadal patrze z zachwytem na te wspaniałe dzieła.
OdpowiedzUsuńŚliczne pudełko i ten popiel w połączeniu z motywem - miód.
OdpowiedzUsuńA propos zimy: z taką ilością śniegu, płatków lecących z nieba - nie przeszkadza mi absolutnie. Najlepiej jeszcze jakbym wyprowadziła się na wieś, bo w mieście to takie byle co. Szkoda mi tylko ludzi, którzy nie mają wody, energii elektrycznej etc. Chyba jeszcze nie czas na wiosnę, ale pomarzyć można :) Pozdrawiam.
Pudełko jest urocze i delikatne i bardzo spodobało mi się to połączenie kolorystyczne, super pomysł
OdpowiedzUsuńWiosna... o tak!
OdpowiedzUsuńPudełko przepiękne i w 110% wiosenne.
O tak wiosne poprosze-na kilka dni choć.
OdpowiedzUsuńA pudeleczko śliczne
no tak WIOOOSNY!!! a mnie się Klimt spodobał jak to u mnie zwykle z KlimtEM bywa :)
OdpowiedzUsuńJa w zeszłym już roku (ho ho kiedy to było) takież porząTKI uczyniłam i niemniej zdziwiona byłam od kiedy już mieszkam na piętrze...nie przyznam się PUBlicznie...a ile cudnych, nierozdziewiczonych jeszcze z braku przekonania, buteleczek i buteluniek i listków i płatków...i TO wszystko na pastwę 'śmieciACHów' - byle by się który na tę nowość nie skusił... jednak innych sposobów unicestwienia ICH nie znałam albo bardziej... bałam się spróbować
Oj czarodziejko domowa i decu! Wbrew pozorom papier wcale tak łatwo się nie pali... A jeszcze z farbą drukarską ;/
OdpowiedzUsuńFijołeczki urocze!
Pozdrawiam cieplutko i dużo zdrówka życzę
Laura - no z tymi soplami to mnie zgięło ze śmiechu :)))))
OdpowiedzUsuńAga, no nie zioń ogniem az tak bardzo, bo i do mnie doleci:):)
OdpowiedzUsuńSzkatułka przepiękna, Klimta coś ostatnio nie polubiłam, chociaż jak zwykle wykonanie nienaganne :)Mam nadzieję, ze myslisz o terminie?
Iza, myślę. Intensywnie.:)
OdpowiedzUsuńAga ! Idź dobra czarownico na dwór i wypowiedz się czarodziejsko pod adresem zimy! Może oniemieje i pójdzie precz?
OdpowiedzUsuńA pudełko... Ehhh!