Choinka upadła mi na głowę. Dosłownie - nie w przenośni. Wielka aż do sufitu. Trwam w szoku, bo nie codziennie atakują mnie drzewka iglaste. I to jak znienacka. Podczas jedzenia jogurtu.
Na drugi dzień mąż dokonał zemsty. Choinka została rozebrana, pozbawiona gałązek (okrywają nasze róże) a pień ostentacyjnie przerobiony na opał do kominka.
Tu jeszcze zdjęcie na tle czającego się wroga:
Nie tylko ja byłam zestresowana w te święta. Mikołaj też trafi na kozetkę do psychoanalityka, bo trudno mu było pewnie znieść takie inwigilowanie:
I jeszcze raz ja....
I zima, którą NIEMAL mogła bym pokochać:
Kotka szuka ciepłego miejsca....Ach Szuflandio...
Oddałabym nie wiem co, żeby mieć takie nogi, Siostro...
OdpowiedzUsuńNo nieźle..... mam nadzieję, że już się odstresowałaś i Mikołaj także :)
OdpowiedzUsuńKoty mają nieziemskie pomysły, moja uwielbiała sypiać w wielkim garnku.
Pozdrawiam Cię serdecznie życząc wspaniałego nowego roku i mnóóóóóóóóstwa świetnych pomysłów.
Niekończącej się weny i morza pomysłów życzę w nowym roku!
OdpowiedzUsuńto drzewko poprostu odwzajemniło uczucia ;o) a mąż dobrze, że na straży porządku stoi i gotów z siekierą wystąpić przeciwko najeźdźcom ...
OdpowiedzUsuńz pewnością kot stwierdził że to gigantyczny drapak :)
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego Nowego Roku wszystkim mieszkancom Domu i Szuflandii:-)))
OdpowiedzUsuńNo cóż piękna choinka chciała się do pięknej Pani przytulić. A tu pan mąż z siekierą? No chyba, że to był "pan choinek"... Cóż do cudzych żon nie wolno się bezkarnie przytulać, ani spadać im na głowy... ;)
OdpowiedzUsuńWszystkiego co najpiękniejsze Aguś!
Ściskam serdecznie
dziękuję Wam kochane! I wzajemnie - mocy twórczej, muzy z poczuciem rytmu i wszystkiego co najlepsze!!
OdpowiedzUsuńMiałam podobną historię,tylko przed ubieraniem jeszcze nieszczęsnego drzewka.Zachciało nam się żywej choinki w tym roku,bo do tej pory zawsze sztuczna była,teraz już wiem dlaczego.
OdpowiedzUsuńAle od początku.Przytaszczyłam sobie małe drzewko do domu,które zajęło mi 1\4 pokoju!Zapach rozniósł się piękny.Potem ociosałam pieniek,przytargałam wielką donicę,nakładłam ziemi,kory(żeby wilgoć trzymała,a na koniec kilka zamarzniętych kamieni wydłubałam spod śniegu w celu obciążenia.Wetknęłam drzewo w sam środek,obłożyłam tymi kamieniami i pokłuta niemiłosiernie z polepionymi żywicą włosami poszłam rozpalać w piecu centralnym.Nie minęło może 5 min. a tu słyszę łubudu,wbiegam na górę,choinka leży,a kamienie rozbiły płytę terakoty!Wkurzyłam się tak,że od razu złapałam ją za czub i pociągnęłam do pieca przynosząc w to miejsce starą poczciwinkę naszą,która służy nam już kilkanaście lat i to była chyba jej zemsta za zdradę i porzucenie :c)
A żywy las mam za oknem i kiedy chcę to delektuję się jego zapachem i tak już pozostanie.Wszystkiego dobrego w Nowym Roku Ci Aguś życzę,spełnienia marzeń i nowych wspaniałych pomysłów!!!
Ajć..co w tym roku tak dużo choinek upadłych zarejestrowaliśmy?? Dobry rok będzie, jakem Agnieszka! To dobry znak ;p
OdpowiedzUsuń