9 maj 2014

Smoczna kuchnia - czyli "Terapia zajęciowa".


Wieśmę nosiło. Dosłownie i w przenośni. Może to wiosna skrzydeł jej dodała a może wieśmy tak po prostu mają, że od czasu do czasu łapią nadmiar energii tak, jak niektórzy łapią katar.
Kręciła się po chatce próbując uziemić zapał twórczy w odkurzaniu półek i przestawianiu bibelotów z miejsca na miejsce.
-Ty mówić jej siad! -dżin z nieco zielonkawą twarzą wynurzył się z lampy i spojrzał żałośnie na Smoka pogrążonego w lekturze. -Ja zaraz wypuścić wielkiego ptaka!
-Nono! Bez takich! -fuknęła wieśma, omiatając dżina miotełką do kurzu.
-On mówi o pawiu. -Smok uniósł ślepia znad gazety. -I w sumie faktycznie mogłabyś już zostawić jego lampę w spokoju. Biedak choroby morskiej dostaje od tego kołysania.
-To co mam robić?
-No nie wiem...może wymieszaj mak z kaszą i przebieraj. Ponoć taka terapia działa cuda. Albo układaj rogalik z bułki tartej...Nie! Czekaj! Stój! -Smok zakrztusił się tłumiąc śmiech, gdy mała furia ruszyła na niego z groźnym błyskiem w oku. -Pierogi zrób! To idealne zajęcie na nerwicę palców. A poza tym jestem głodny. -złote ślepia błysnęły niewinnie. -Nawet kasza z wczoraj została...
-Koszerna? -zapytał dżin, nieco mocniej wychylając się z lampy.
-Nie, gryczana.-burknęła wieśma, ale odłożywszy miotełkę z piórek poszła do komórki po mąkę i ser.
-I proszę bardzo. -Smok mrugnął do dżina. -Chcesz babę uspokoić, do garów ją postaw.
-Słyszałam!
Powiało grozą. Smok obierający cebulę o mało nie uciął sobie pazura a dżin bąknął coś o dalszej nauce języka i zaszył się w bezpiecznym wnętrzu swojej lampy.
-Jeszcze chwila a chałę będziesz miał a nie pierogi. -fuknęła Margo, odmierzając na stolnicę trzy szklanki mąki. -Zobaczysz. Pójdę elfom gotować! -zagroziła, robiąc w białym kopczyku dołek i wlewając do niego dwie łyżki oleju. -Albo krasnoludom...-dodała do mąki pół łyżki soli i czekając aż w rondelku zagotuje się woda, kontynuowała posępny monolog. Smok wolał się nie odzywać i potulnie podsmażał cebulkę na niewielkiej ilości oleju.
-Oni docenią mój kunszt kulinarny!
-Ależ ja właśnie doceniam! -bąknęło Smoczysko z trudem kryjąc uśmiech cisnący się na rozradowany pysk. -Tylko ty jakoś nie jesteś w nastroju do odbioru komplementów.
-Jasne. -Margo odmierzyła kubek wrzątku i zalała nim mąkę zmieszaną z olejem i solą. Smok tymczasem dodał cebulkę do ugotowanej, zimnej kaszy gryczanej i całość zagniótł z białym serem doprawiając do smaku solą i pieprzem ziołowym (mniej więcej na 3 części kaszy jedna część białego sera).
-To niby komplement jest?! Że nad garami mam stać?! -wykrzykniki zawisły pod powałą i patrzyły oskarżycielsko na Smoka. Wieśma zaś przemieszała zaparzoną mąkę drewnianą łyżką i gdy całość nieco przestygła zabrała się do zagniatania dłońmi elastycznego ciasta.
-No ba! To dowód największego zaufania! Czy zdajesz sobie sprawę jaką mam traumę kulinarną po tym baranie nadzianym siarką? Byle kogo do garów nie puszczę...
Wieśma już otworzyła usta by rzucić jakąś celną ripostę ale parsknęła tylko udając, że nadal się gniewa.
A pierogi wyszły jak zawsze przepyszne. Napełnione farszem gryczano serowym, polane przyrumienioną cebulką były delikatne jak puch i znikły z talerzy w iście magiczny sposób.

Ps. Ciasto wykonane według tego przepisu nie klei się do stołu i podczas wałkowania nie trzeba podsypywać go mąką. Gotuje się je około 5-8 minut w wodzie bez dodatku soli. Podaje z przysmażoną cebulką 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz