5 maj 2014

Przepowiednia. część1

Pierwsza, wiosenna burza rozpętała się nagle, porywając świat w szalony taniec żywiołów. Wiatr zakręcił młynka koronami drzew, wstrząsnął gałęźmi niczym niedźwiedź strząsający z grzbietu kurz zimowego snu, zagwizdał przeciągle. Nawałnica skoczyła do jego stóp z rozradowanym uśmiechem wiernego psa. I już śmignęła za błyskawicą, już aportowała piorun za piorunem, chłostała falami deszczu z sino-granatowych, ciężkich chmur.
Margolota lubiła burzę, ale prawdę mówiąc najbardziej lubiła ją w ciepłym zaciszu własnej chatki. Teraz, skulona pod smoczym skrzydłem podskakiwała z cichym okrzykiem, gdy tylko jakiś grom nieco bliżej kotlinki uderzył. Smok ze stoickiem spokojem znosił zarówno dzikie podrygiwania wieśmy jak i strumienie deszczu spływające po łuskowatym grzbiecie. Wtulony w ścianę skalistego jaru patrzył tylko, czy aby za bardzo nie wzbiera potok płynący dnem parowu i cierpliwie czekał na koniec burzy co im podróż do miasta przerwała. Wprawdzie ostrzegał Margo, mówił, że powietrze dziwnie ciężkie i nieruchome lepi się do ziemi i pewnie burza będzie, ale wieśma jak to wieśma. Uparła się i już. Teraz miał w kąciku paszczy ironiczne „A nie mówiłem”, jednak uznawszy to za kopanie leżącego, powstrzymał się od zgryźliwego komentarza i dzielnie mókł w ulewnym deszczu parząc tylko, by Margolocie woda za kołnierz nie leciała. Zresztą, wiosenna burza umknęła równie nagle jak się pojawiła, pozostawiając po sobie ozonowy zapach świeżej, mokrej trawy i rozmiękłej ziemi.
-Nic nie mów. -fuknęła wieśma wysuwając piegowaty nos spod smoczego skrzydła. -Myślałam, że zdążymy do zamku przez deszczem.
-Nie myl mnie ze smokiem wyścigowym, moja panno. -rozprostował zdrętwiałe skrzydła. -Ja latam wyłącznie rekreacyjnie. -poczekał aż wieśma usadowiła się na jego grzbiecie i starając się nie zwracać uwagi na jęki Margo, której suknia przemokła od mokrego, smoczego grzbietu, powolutku wzbił się w powietrze.
Choć do zamku przybyli późnym wieczorem, musiano ich niecierpliwie wypatrywać, bo gdy tylko pazurzaste łapy smoka dotknęły dziedzińca oświetlonego blaskiem pochodni, już wrota książęcej siedziby otworzyły się na oścież. Księżna zbiegła z marmurowych schodów i z gracją unosząc szeleszczący brokat sukni, przeskakiwała kałuże sunąc na spotkanie wyczekiwanych gości. -Tak bardzo się bałam, że nie przybędziecie...-szlochała, ocierając oczy jedwabną chustką. -Ta okropna burza! To Bogowie sprzysięgli się przeciw mojemu syneczkowi!
-Raczej przeciw mojemu zadkowi...-mruknęła wieśma na tyle jednak cicho, że tylko Smok ją usłyszał. Zimno jej było, mokro i nieprzyjemnie. Marzyła teraz tylko o gorącej kąpieli i kubku herbaty z malinowym sokiem ale sądząc po minie Księżnej, wszelkiego rodzaju życzenia musiały poczekać.
-Wiesz, mogę chuchnąć i wysuszyć...-zadudnił jej w głowie cień smoczego chichotu. Prychnęła tylko jak rozeźlona kotka i poszła za Księżną starając się nie zaplątać w mokre fałdy sukni.
***
Komnata młodego księcia wyglądała jak obraz wycięty z baśni o podróżach Sindbada. Na olbrzymim, dębowym biurku piętrzyły się stosy map i dzienników okrętowych, obok globusa umocowano złoty drążek na którym przysypiała znudzona papuga. Półki zapełniały futerały z lunetami i przyrządy do kreślenia map, księgi i atlasy. Na ścianach powieszono obrazy przedstawiające najdalsze zakątki świata i fantastyczna stwory czające się w głębinach. Nawet książęce łoże miało kształt kapitańskiej koi. Tylko młodzieniec leżący nieruchomo w atłasowej pościeli nie wyglądał na wilka morskiego. Blade, zapadnięte policzki, sine cienie zarysowane pod linią rzęs, bezwładne, białe jak śnieg dłonie spoczywające na kołdrze spowijały młodego księcia w cichą mgłę szarości na krawędzi światów.
-Nikt nie potrafi go obudzić. -szlochała księżna. -Wzywaliśmy medyków ze wszystkich stron królestwa. Okadzali go ziołami, odczyniali uroki, śpiewali pieśni i modlili się do bogów. Nic. Nie wiem co jeszcze mogę zrobić...
-Przygotować mi gorąca kąpiel i herbatę z malinami. -wieśma nie bacząc na sfatygowaną suknię, przysiadła na skraju łoża. -Twoje biadolenie nic tu nie pomoże. Lepiej służbie wydaj polecenie by Smokowi strawę podali i grzane wino przynieśli. Młody książę jest daleko stąd i chwilę potrwa nim namówię go do powrotu. -położyła dłoń na czole uśpionego młodzieńca.
-Pani? -Smok z galanterią wskazał księżnej drzwi. -Margolota dobrze wie co robi. -powiedział uspokajająco, choć w głębi smoczej duszy zastanawiał się czy aby na pewno.



Autorem obrazu jest Branko Zivkovic

5 komentarzy:

  1. Młodzieniec żeglował po morzu oddzielającym dwa światy... i nie mógł się zdecydować, w którym chce pozostać... może tu, a może tam... Przypomina mi to pewien tydzień bezradnego acz nie bezczynnego oczekiwania i nadziei, dla nas historia zakończyła się radośnie. Młodego księcia też uda się wybudzić, bo jeśli ktokolwiek jest w stanie przekonać go do powrotu, to tylko Margo i Smok

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jakbyś znała tą baśń...

      Usuń
    2. Tylko jedną z wielu możliwych wersji ;) Już się nie mogę doczekać na kolejną część Twojej baśni.

      Usuń
  2. Smok -gentleman. To lubię! :-) Czy książę opowie, gdzie był i co śnił? Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń