Na tych właśnie rozstajach, na przydrożnym kamieniu siedział zafrasowany wędrowiec. Czapkę z piórkiem przesunął na ucho, brodę podparł złożonymi dłońmi i patrzył posępnie na słup z trzema tabliczkami wskazującymi trzy kierunki. Młynarz zdążający do wsi zatrzymał konika, bo choć śpieszno mu było do domu, to wszak prócz worków z mąką wieśmę wiózł tym razem a ta prosiła go, by na chwilę na rozstajach stanął i podróżniczka pozwolił jej narwać. Wiadomo przecież, że podróżniczek rosnący w takim miejscu moc nie z jednej drogi a z trzech czerpie i o wiele większą siłę magiczną posiada.
-Może i ty do wsi zdążasz. -Młynarz zagadnął nieznajomego. -Miejsca na wozie dosyć, podwiozę. -uśmiechnął się szeroko, sympatycznie. Oj, gdybyż się wędrowiec zgodził. Wieśmie usta się nie zamykały. Mieliła i mieliła, lepiej niż kamienne żarna i pytała o wszystko, jakby co najmniej chciała pisać traktat o młynarskiej pracy. O wodnika pytała, czy koła w potoku nie zatrzymuje, o duchy co we młynie po nocach piszczą...Niechby podróżnego w obroty wzięła, bo jeszcze chwila a młynarzowi mózg uszami wypłynie od tego wieśmowego trajkotania.
-Kiedy widzisz, dobry człowieku, sam nie wiem w którą stronę mam się udać. -westchnął wędrowiec. -Mówili mi, żebym szczęścia w świecie szukał ale doszedłszy do rozstajów dylemat mam, gdzie owe szczęście na mnie czeka. Tak po prawdzie to nie odpowiada mi żadna z tych dróg...
-To wszystko zależy od tego, co jest twoim szczęściem. -Margo wycięła kozikiem kolejną gałązkę podróżniczka. -I jeśli tak się dobrze zastanowić, to nawet siedzenie na rozstajach nie jest pozbawione sensu. -mrugnęła do nieznajomego i ku rozpaczy Młynarza, wdrapała się na kozioł. -Każde miejsce jest dobre na to, żeby być szczęśliwym. -pomachała mężczyźnie wiązką podróżniczka, zdając się nie zauważać, że akurat Młynarz na szczęśliwego swym obecnym miejscem nie wyglądał.
***
Rok nie minął a na rozstajach rozsiadł się przydrożny zajazd, witający strudzonych podróżnych szeroko otwartymi ramionami drzwi, ciepłą strawą i miękkim łożem. U ościeżnicy, na wykutym przez wiejskiego kowala szyldzie można było dojrzeć napis „Karczma pod szczęśliwą wieśmą” a na kołku nad szynkwasem, w rytm skocznej muzyki wesoło kołysała się filcowa czapka z piórkiem.
Obraz pochodzi z galerii :http://logartis.deviantart.com/
ileż optymizmu w tej bajeczce i jakie urocze zakończenie. Miło poczytać na dobry dzień :)
OdpowiedzUsuńBajka, kiedy zaczynała się pisać, miała mieć zupełnie inne zakończenie. A potem Margo dała mi kuksańca łokciem pytając "A po jaką cholerę chcesz go z tych rozstajów ruszać? Nie widzisz, że on właśnie tutaj pasuje? "
UsuńI tak sobie pomyślałam. Kurcze. Jak mało ludzi zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę są we właściwym miejscu i czasie :)
Oj tak... I że wsyterczy zakasac rękawy i zabrac się do roboty by spełnic swoje marzenia :D
UsuńDziekuję! Bardzo mi dzis była potrzebna taka opowieść :*
Uściski
A ja dziękuję, że jesteście tu. Wspaniale jest pisać dla takich czytelników :)
UsuńPrzydała by się mi Margo, oj przydała .... Dziewczyno skąd Ty tak znasz życie.... :)
OdpowiedzUsuńZ życia. W dodatku swojego :)
UsuńNo kurcze, czyli to wszystko wlasciwie jest takie proste ?
OdpowiedzUsuńW sumie tak... ;)
Usuń