Margo popędziła na jego występy omal nie gubiąc butów w śnieżnych zaspach. Minstrel ze stolicy, grywający na wielkich dworach całego świata, zgodził się zatrzymać na noc w tutejszej karczmie i w formie zapłaty za nocleg i jadło dać popis swojego talentu.
Bard grał, dziewczyny piszczały, rzucały grajkowi zalotne spojrzenia i karteczki z wypisanym numerem chaty a amorki fruwające pod powałą dostawały kręćka od stężenia miłosnych fluidów.
Wieśma siedziała tuż obok szynkwasu i popijając kwas chlebowy czekała, aż Minstrel zagra kolejną piosenkę. Słuchanie tych trzech znudziło się jej jakieś pół godziny wcześniej.
-Umiesz zagrać coś jeszcze? -zapytała Barda, gdy ten przepchnąwszy się przez tłum rozchichotanych dziewcząt, zwilżał gardło imbirowym piwem.
-A po co? Te trzy piosenki wystarczą, by oczarować panienki. -Minstrel wyszczerzył zęby do wieśmy i odstawiając pusty garniec chwycił za lutnię.
-Dużo sprzętu, mało talentu. -ulotne westchnienie myśli dobiegającej spod wieśmowej chatki delikatnie otarło się o umysł Margo.
I nikt, nawet sam Minstrel nie miał pojęcia, czemu wieśma zaczęła chichotać w połowie rzewnej, miłosnej ballady.
Zdjęcie pochodzi z galerii: http://saimain.deviantart.com/
Dowcipas i ma cięty dowcip :)
OdpowiedzUsuńI złośliwiec w dodatku. Jak to Smok. ;)
OdpowiedzUsuńPonoć złośliwość jest miara inteligencji ;)
OdpowiedzUsuńZłośliwość i umiejętność śmiania się z samego siebie :)
Usuń