Podczas dodawania prac do galerii internetowych uświadomiłam sobie, że oto właśnie stałam się kolejną ofiarą reklamy. I to ofiarą stojącą po drugiej stronie marketingowego lustra. Świadomość tego spłynęła na mnie niczym koszmar nocny polonistki - jezyk polski jest niemodny.
Nie wiem, czy pamiętacie czasy, kiedy na siłę eliminowano z naszego słownictwa wyrazy obcego pochodzenia. Mimo, że wrośnięte w kulturę jak lipy Kochanowskiego w miedzę, do kosza poleciały: szlafroki, śliniaczki, krawaty- zamienione na: podomki, podgardla dziecięce i zwisy męskie eleganckie. Było tego kwiatu i więcej, ale chyba moja pamięć obdarzona wysoko rozwiniętym instynktem samozachowawczym, w tym wypadku sobie darowała. Coś mi się kołacze, że telefon miał też jakąś arcyciekawą nazwę - jak sobie przypomnę to napiszę.
Teraz obserwujemy nagły zwrot akcji językowej. Widzą to szczególnie twórcy wystawiający swoje prace w galeriach. Każda rzecz powinna być obowiązkowo vintage, retro, country, neo. Kwiaty ciężko przechodzące przez gardło wyszukiwarek zamieniły się na "flowersy", dzieci na "childreny". Herbata - (w sumie też obcy wyraz) przeistoczyła się w Tee. To ostatnie jeszcze rozumiem, bo o wiele łatwej namalować napis "tea" niż pocić się nad potworną ilością liter w wyrazie "herbata". Biję się w pierś, bo sama popłynęłam na tej fali. Nie za mocno się biję, bo "palcyma" nie pokazując część blogów też ma tytuły "nie po polskiemu" i dobrze, bo łatwiej je wygoglować.
Jednak w ramach zadośćuczynienia mowie ojczystej zrobiłam pudełko na herbatę z ręcznie malowanym napisem "HERBATA"(a to niespodzianka). I ciekawa jestem, czy sprzeda się równie błyskawicznie jak poprzednie "Coffee" i "Tea" ;)... Pudełko będzie miało oczywiście w tagach wyrazy "vintage i retro". Chi chi..."Panu Bogu świeczkę a diabłu vintage"
Świetne pudełko. Podoba mi się jego prostota. jest delikatne i eleganckie zarazem. I jako polonistka dziękuję za ten polski napis:)
OdpowiedzUsuńA ja właśnie o tym myslałam , że jak napis herbata to zrobię tylko po polsku :)
OdpowiedzUsuńFajne te komplety
Wróbelku. Robiłam już wcześniej napisy po polsku i zawsze o wiele dłużej takie przedmioty "zalegały" w galerii. Niestety. Ale nie można przecież cały czas tworzyć "pod publikę':)
OdpowiedzUsuńech ci ludzie, a ja specjalnie bym szukała po polsku/ Dziwni
OdpowiedzUsuńWiesz , że sprawiłaś mi tym postem ogromną radość ...dzień szczęśliwości normalnie .. :))
OdpowiedzUsuńA herbaciarka taka swojska i urokliwa zarazem .
Pozdrawiam serdecznie
Polska język, trudna język... Sama się złapałam na tym, że robię riserdż zamiast rozeznania. I parę innych rzeczy.
OdpowiedzUsuńMój blog brzmi 'nie po polskiemu', bo w zamyśle miał być po angielsku i promować moje rzeczy w tym kraju. Niestety, z pomysłem rozstałam się zaraz na początku, pewnie dlatego, że mój angielski kiepski ;-)
A Twoja herbaciarka jest akurat taka, jak lubię. O, i 'herbaciarka' brzmi jakoś cieplej niż 'tea box', prawda?
Konstruktywnie przemyślałaś! To fakt! I teraz nawet english tea w takim pudełku będzie gadać tylko po polsku :-)
OdpowiedzUsuń...byle cenzuralnie;)
OdpowiedzUsuńA ja się spotkałam kiedyś z nazwą "stojadła nierdzewne", w jakimś barze mlecznym.
OdpowiedzUsuńHerbaciarka piękna!!!!
Mnie też razi mnogość obcojęzycznych nazw, ale muszę Wam powiedzieć, że jak byłam na Białorusi, to za chiny żadnego cywilizowanego napisu poza cyrylicą. I wyobraźcie sobie, że przyjeżdża taki Anglik, Francuz, Niemiec czy inny inastraniec.... no nic nie zakuma.
Pozdrawiam serdecznie
Oj, tak... Były jeszcze "cichostępy" zamiast kapci i "dszczochron" zamiast parasola hahaha
OdpowiedzUsuńja tam tez wolę nasz ojczysty język, choć jak czasami słyszę czy czytam jak "poprawnie" się go używa, to mi ręce opadają poniżej kostek. Choć niestety i mi zdarza się popełniać błędy :(
Dziękuję Ci za ten wpis :D
Pozdrawiam serdecznie
ooo..deszczochron pamiętam. tylko cały czas nie mogę sobie przypomnieć jak przemianowano "telefon"
OdpowiedzUsuńMoże np. rozmowne pudełko?;)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą herbaciarka jest piękna. I napis wyszedł Ci rewelacyjnie!
Jeszcze był: upiór dzienny – ilość sztuk odzieży wypranych w ciągu jednego dnia przez pralnię.
OdpowiedzUsuńa na Litwie nie ma Bill Clinton tylko Billas Klintonas i Makdonaldas. Ja radziłabym po prostu umiarkowanie . Retro było od zawsze, sport i bar to też nie polskie słowa, a może zamiast Obama będziemy mówić Obamowski ? Herbata i sól zamiast tea i salt - jestem za, ale niekoniecznie za Obamowski. Samo słowo herbata - o wiele szlachetniej wygląda i brzmi jak na mój gust niż takie tam zwykle tea. Pozdrawiam( z zawodu anglistka)
OdpowiedzUsuńDokładnie o to chodzi. ie przeszkadzają mi obce wyrażenia w naszym języku a jedynie ich nagłe nagromadzenie.
OdpowiedzUsuńTen napis-jest śliczny i brzmi pięknie! pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńA w Gdańsku ostatnio pojawił się taki oto szyld ( chyba jakaś firma turystyczna ? ) WIKĘD , co wy na to ?
OdpowiedzUsuńPrezent dla Ciebie u mnie na blogu :) zapraszam do siebie :)
OdpowiedzUsuńHeh, a braci Czesi a przykład do każdego nazwiska dodają swoją końcówkę leksykalną, kiedyś myślałam że się przewrócę jak w supermarkecie zobaczyłam J.K Rowlingowa na okładce Harrego Pottera...
OdpowiedzUsuńA nagromadzenie obcojęzycznych nazw w Polsce jest zatrważające. Wszedzie craft zamiast naszego rękodzieła, decoupage, scrapbooking, embrossing, a to tylko przykłady z działalności artystycznej. I co najgorsze nie za bardzo jest jak przed tym uciec, no bo co dekupażować będziemy? jakoś tylko mi się z kupą kojarzy mimo wszystko...
Biję się w piersi - lubię nazywać swoje przedmioty po angielsku, czasem łapię się na tym, że fukcjonując w pracy dwujęzycznie przenoszą ową dwujęzyczność do innych dziedzin. Polecam jeszcze coś na temat do przeczytania: http://wiadomosci.onet.pl/1553881,2678,1,jesli_nie_bedzie_busy_wezme_offa,kioskart.html
OdpowiedzUsuńAnia