27 maj 2014

Nawiedzony hotel

Stary zegar stojący w rogu niewielkiego saloniku wybił jedenastą. Mężczyzna rzucił spłoszone spojrzenie w stronę cyferblatu, jednak odetchnął z ulgą widząc, że została jeszcze godzina spokoju. Gabinet tonął w miękkim półmroku. Ciepły blask lampy stojącej na ciężkim, dębowym biurku obrysowywał kontury mebli, ślizgał się po grzbietach książek, nikł wchłonięty w ciemną zieleń ścian. Mimo późnej wiosny w kominku suto napalono. Choć dni bywały coraz cieplejsze, wraz z wieczorem nadciągało nieprzyjemne, wilgotne zimno a teraz, gdy po grzbiecie właściciela hotelu wędrowały lodowate palce strachu, wesoły trzask płomieni był jeszcze bardziej pożądany.
Oczywiście, że mógł opuścić hotel. Uciec jak reszta służby i wszyscy goście. Tylko to oznaczałoby poddanie się, całkowitą klęskę w wojnie, jaką toczył od paru ładnych lat. Teraz, gdy wszystko wydawało się stracone przypadkowo zasłyszana rozmowa tchnęła w hotelarza nową nadzieję. Może wieśmie z Prastarej Puszczy uda się to, co nie udało się magom, spirytystom, łowcom i całej wesolutkiej menażerii zatrudnianej przez właściciela hotelu na przestrzeni ostatnich parunastu miesięcy? Oby tylko skusiła ją wysoka zapłata...
Mężczyzna skulił się w fotelu obrysowanym kredą skropioną łzami najstarszej dziewicy i mocniej zacisnął dłonie na srebrnym amulecie. Dwanaście posępnych uderzeń rozerwało ciszę na strzępki mrocznego strachu.
***
„O wielka Magini!” -Margo przerwała czytanie i raz jeszcze spojrzała na adres. Wszystko się zgadzało, niemniej zwrot grzecznościowy na początku listu wprowadził wieśmę w lekką konsternację.
„O wielka Magini” -podjęła lekturę i tylko od czasu do czasu zerkała na Smoka, czy aby tekst robił na nim odpowiednie wrażenie. „Nieszczęście mię wielkie spotkało i tuszę iż ty jedyna będziesz w stanie zdjąć ów ciężar z mych barków”
-Obudź mnie jak przejdzie do konkretów. -rozwidlony język mlasnął w ziewającej paszczy.
-Pisze, że jakieś upiory nawiedzają jego hotel i nijak się ich pozbyć nie może. -wieśma westchnęła, szybko przebiegając wzrokiem tekst pełen słownych zakrętasów i figur stylistycznych, od których polonista dostałby zmysłowych dreszczy. -W sumie to się nie dziwię, bo hotel zbudował w miejscu gdzie kiedyś stał Urząd Podatkowy.
-Aj...-Smok podrapał się w łuskowaty kark. -No to przepadło. Nawet ja nie dam rady ich przepędzić.
-A egzorcyzmy?
-Tylko by ci je podatkiem obłożyły.
-Ten człowiek liczy, że mu pomogę. -wieśma rzuciła pergamin na stół i podparłszy brodę złożonymi dłońmi westchnęła ciężko. -Włożył w ten hotel cały swój majątek. Jeśli nic się nie uda zrobić zostanie bez grosza przy duszy.
-A może mógłby zarobić na tych upiorach? -złote oko mrugnęło do Margo łobuzersko. -Jeśli to duchy poborców podatkowych, to tylko w ten sposób mogą odpokutować za swoje występki.
-Jak? Goście hotelowi uciekają z krzykiem.
-A więc trzeba znaleźć takich, którzy nie uciekną, moja droga...Magini. -Smok zakrztusił się teatralnie, kryjąc trudny do powstrzymania śmiech.
***
Hotel „Promyk Słońca” wcale nie wyglądał na miejsce nawiedzane przez upiory. Zbudowany z czerwonej cegły, dwupiętrowy budynek promieniował nowoczesnym szykiem dającym gościom do zrozumienia, że zastaną w nim nie tylko wygodne łóżka o bezszmerowych materacach ale i łazienki z bieżącą wodą. To, że woda bieżała w wiadrach dźwiganych przez służbę stawało się mało znaczącym drobiazgiem. Znacznie ważniejsze było to, że sama służba, nawet ta najodważniejsza, dała nogę już jakiś czas temu i teraz jedyną osobą mieszkającą w hotelu był właściciel. No i duchy, choć one pojawiały się dopiero z wybiciem północy. Upiornie punktualne i z upiornym poczuciem obowiązku. Teraz właśnie snuły się po korytarzach podzwaniając sakiewkami pełnymi pieczątek i klekocząc zszywaczami. Od czasu do czasu pukały do drzwi pokojów, zawodząc wyzutym z emocji głosem.
-Faktycznie, ciężko z nimi wytrzymać. -wieśma siedziała w miękkim, przytulnym fotelu i z niezmąconym spokojem mieszała herbatę srebrną łyżeczką. -Już trzy razy pytały mnie o podatek od posiadania Smoka. -uśmiechnęła się do Hotelarza skulonego na sąsiednim fotelu. -Urocze, prawda?
-Błagam. Wypędź je stąd...-mężczyzna pisnął cienko, gdy kolejna, trupio blada twarz przeniknęła przez ścianę.
-PIT 36...-wyjęczała, wyciągając z widmowej teczki plik widmowych dokumentów.
-Przez was nie mam żadnych dochodów! -wybełkotał Hotelarz, trzęsąc się niczym osika. -A kysz!
-Ale mógłby pan mieć. -porcelana zadzwoniła cichutko, gdy Margo odstawiała pustą filiżankę na blat biurka. -Nie ma pan pojęcia jak modne są nawiedzone miejsca. Na samych konferencjach spirytystów zarobiłby pan krocie, nie mówiąc o kongresach Miłośników Zjawisk Niewyjaśnionych czy Niedzielnych Kółek Wirujących Stolików. Raz na jakiś czas mógłby pan też urządzać poligony doświadczalne dla Łowców Duchów...Założę się, że sława pańskich niezniszczalnych upiorów w mig obiegłaby całą krainę.
-Tak myślisz? -mężczyzna nieśmiało spojrzał na mgielne widmo wertujące plik kartek gęsto pokrytych krwistymi pieczątkami.
-Ależ oczywiście! Wystarczy tylko wprowadzić drobne zmiany w wystroju wnętrz no i samej nazwie hotelu.
***
Stało się tak, jak mówiła wieśma. Nie minęło parę miesięcy a hotel „Mroczny księżyc” stał się znany nie tylko w najbliższej okolicy ale i poza granicami krainy. Czarne jak smoła powozy zapełniały dziedziniec posępnym brakiem wolnych miejsc a pokoje trzeba było rezerwować na wiele tygodni wprzód, żeby tylko móc spocząć w czarnej, atłasowej pościeli i słuchać upiornych jęków niosących się po korytarzach.
A Hotelarz? Hotelarz wypełniał zeznania podatkowe. 


Autorem iście upiornego obrazu jest: http://velinov.deviantart.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz