12 maj 2014

__część2__

Mleko przelało się spienioną strugą na gorącą płytę. Ostry swąd spalenizny sprawił, że Smok podniósł głowę znad książki i spojrzał zdziwiony w kierunku stojącej przy piecu wieśmiy. Już samo to, że pozwoliła mleku na ucieczkę było niezwykłe, ale gdyby tego było mało, to teraz nawet nie drgnęła.
-Kipi. Nie widzisz? -zerwał się z krzesła i przeniósłszy rondelek na chłodniejszą część pieca otworzył drzwi by wywietrzyć gryzący dym.
-Coś niedobrego stało się z Sinigerem. -Margolota zacisnęła dłonie na relingu obiegającym piec. -Muszę to sprawdzić. Natychmiast.
-Musimy to sprawdzić. -Smokowi wystarczyło jedno spojrzenie w zielone oczy, by nie zadawać więcej pytań. Ruszył do sieni by za chwilę zagłębić łapy w trawie pokrytej wieczorną rosą. Powietrze wokół niego zafalowało, zawinęło na bokach niczym firanka szarpnięta podmuchem wiatru szalejącego między dwoma wymiarami i ucichło, chowając się pod szeroko rozpostartymi skrzydłami.
-Tak będzie szybciej. -poczekał, aż wieśma wdrapie się na łuskowaty grzbiet i miękko oderwał się od ziemi. Margolota może i miała czasem dziwne pomysły, ale jeśli twierdziła, że bajarzowi coś zagraża, należało to sprawdzić natychmiast. Zwłaszcza, że jej niewieści niepokój wygrał z zamiłowaniem do gotowania...
***
Dom Sinigera był cichy i ciemny. Nawet najmniejszy blask nie rozświetlał okien, na które kładł się głęboki cień nadchodzącej nocy. Smok zapalił świecę i rozejrzał się po pustej izbie. Piec wystygł, jakby nikt nawet nie próbował przygotowywać na nim kolacji, torba jaką bajarz zwykł zabierać na swoje wyprawy leżała spokojnie na zydelku przy drzwiach, tuż obok kołka na którym wisiał podróżny płaszcz z kapturem. Widać było, że mężczyzna ani myślał o nocnych wycieczkach. A jednak nie było go. Bardzo go nie było.
-Nie ma go. -Margo przygryzła opuszek palca, próbując uspokoić rozbiegane myśli.
-Tego nie pisał Siniger. -Smok podniósł pergamin leżący na stole i przyjrzał się złamanej pieczęci. -Musiano mu to dostarczyć wieczorną pocztą.
-List? -wieśma porzuciła bezowocne przygryzanie palca. -Może Władca go wezwał? -bąknęła niepewnie dobrze wiedząc, że to nie była prawda. Siniger nie pojechałby do Stolicy bez pożegnania.
-To nie jest list. To pułapka. -złote oczy stężały, wpatrując się w atramentowe meandry liter. -Baśń będąca drzwiami do podziemnego świata.
-Ale kto by chciał uczynić krzywdę bajarzowi? -Margo sięgnęła po pergamin gotowa podążyć za Sinigerem bez względu na to, w jaką matnię wpadł i gdzie teraz przebywał. Był potrzebny tutaj. Stanowił część Puszczy, wsi, stanowił część...samej wieśmy. Jednak nim palce kobiety dotknęły kartki, ścieg atramentu rozfalował się tracąc linię zdań, rozpłynął biegnąc cieniutkimi niteczkami zalewając czernią całą powierzchnię pergaminu. Tam gdzie dotarł, papier zamieniał się w popiół, opadający suchymi płatkami na podłogę u stóp Margoloty.
-Nie ważne kto chciał go skrzywdzić. -Smok starł z dłoni wieśmy cień spopielonej kartki. -I jakie pobudki nim kierowały. Tą częścią historii zajmą się siły jakim nie musimy pomagać ani wskazywać kierunku. Ty po prostu ruszysz tam, gdzie on.
***
-Nie zdejmuj kaptura. Osłoni twój blask przed istotami, jakich lepiej nie wydobywać z mroku. Przejdź niezauważona, cicha. Nie dotykaj drzew rosnących w podziemnym świecie ani dłonią ani nawet rąbkiem odzienia. Nie budź strażników Mrocznego Lasu. -Smok delikatnie pogładził ciepły policzek wieśmy. -Dwa światy trwają w wieczystej równowadze, niedobrze jest zakłócać ten stan bez potrzeby, ale czasem Los tak kieruje naszym życiem, że ścieżka prowadzi właśnie tam. Najważniejsze, to pamiętać o drodze powrotnej. Jeśli Siniger nie zapomniał, jeśli i ty będziesz pamiętać, wrócicie bezpiecznie na powierzchnię. Jednak...-pazurzasta łapa rozchyliła filigranową dłoń Margo, wciskając w nią małe zawiniątko. -Jednak miejsce Bajarza w podziemnym świecie nie może pozostać puste. Zajął je w ten czy inny sposób, zakrzywiając rzeczywistość, przenikając ciemność swoim światłem. Tu masz coś, co pozwoli ci je zapełnić.
-Nie pójdziesz ze mną? Nie jestem gotowa...
-Pojawienie się Smoka w podziemnym świecie zawsze powoduje wielki rwetes i zamieszanie. -złote oczy błysnęły, jakby Smok wspominał jakąś dawną psotę. -Zwracanie uwagi poddanych Pani na to, co dzieje się obecnie na jej dworze nie jest nam do niczego potrzebne, bo mogłoby źle wpłynąć na decyzje, jakie będzie musiała podjąć. Skoro nie jesteś gotowa, zostań. Nie mogę cię zmusić do tego, byś ruszyła w ciemność wbrew swej woli.
-Jeśli pójdę...Wrócimy stamtąd? -Margo zagryzła usta. Obracała w dłoniach zawiniątko, czując ciepło promieniujące przez zgrzebny materiał. Świeciło w narastającym mroku jak małe, pulsujące słońcem serduszko.
-Nie wiem.
Przez długą chwilę ani Smok ani wieśma nie przerywali ciszy. Była potrzebna by usłyszeć te najgłębsze myśli, obawy i lęki. Zmierzyć się z nimi na poziomie równie realnym co miękka ziemia pod stopami. Później nie będzie na to czasu. Nie będzie czasu na strach plączący nogi, gmatwający umysł w lepką pajęczynę.
-Gdzie jest wejście do Podziemi?
-Drzwi do świata mroku są zawsze tuż obok. Łatwo tam trafić. -Smok rozpostarł skrzydła. Ciemność rozlała się wokół Margo dusznym aksamitem śmiertelnego całunu, otuliła popiołem minionych istnień by cisnąć jak bezwładną figurynkę wprost w ramiona lodowatej czerni.

 Jeśli ktoś zna autora obrazu, proszę o info

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz