8 kwi 2014

Labirynt. część II


Wczesnym rankiem Dąb wyglądał zupełnie inaczej, choć nie stracił nic na swej bezgłośnej tajemniczości. Trwał nieruchomy, obsypany diamentami rosy, otulony ostatnimi pasemkami leniwej mgły. Puszcza śpiewała, pohukiwała budzącym się świtem. Szeleściła w ściółce puszystymi, borsuczymi brzuchami i tylko ów magiczny skrawek pozostawał cichy, zatrzymany w czasie niczym w kropli bursztynu.
Wierzchołki drzew okalających polanę nurzały się sennie w rumianej jutrzence, pierwsze promienie słońca ukradkiem zerkały przez gęstwinę gałęzi. Rozmigotał się Dąb kryształowo w młodym słońcu, roziskrzyły diamentowo posągi, gdy Smok i dwoje ludzi weszło na cichą polanę.
Bajarz wciągnął w płuca zimne, rześkie powietrze i uśmiechnął się nieco niepewnie. Wstyd mu było przed wieśmą tego strachu, więc z całych sił udawał, że się nie boi. Marnie mu to wychodziło, bo przyjaciele naopowiadali mu historii straszliwych o potworach czających się w Labiryncie, o bazyliszkach, kikimorach, czarownicach przemykających w mrocznych korytarzach podziemi. Radami najprzeróżniejszymi mógł zapełnić parę opasłych ksiąg, ale na co mu one, skoro mieczem władać nie potrafił ani celnie strzały z łuku wypuścić. Zastanawiał się co prawda, czy siekiery ze sobą nie wziąć, ale jakoś mu tak głupio było z siekierą do Dębu podchodzić, więc ją w domu zostawił i teraz stał przed Drzewem mając w torbie jedynie parę kartek baśni pospiesznie spisanych, ołówek, kozik, bukłaczek z wodą i zawiniątko ze śniadaniem.
-Co spotkam w Labiryncie? -zapytał, przesuwając palcami po chropowatej korze drzewa
-Tylko to, co sam do niego zabierzesz. -powiedział Smok
Margolota rozsypała wokół pnia garść orzechów dla wiewiórek mieszkających w koronie Dębu, skropiła miodem i winem czoła posągów. Jeszcze chwila a promienie słońca wślizną się pod czaszę gałęzi, dotkną ukrytych drzwi do Labiryntu.
W Prastarej Puszczy było wiele takich miejsc. Bram między Światami, uśpionych portali ukrytych w ruinach zapomnianych przez czas świątyń, oczek wodnych, w których odbijało się inne niebo, kamieni podróżnych tkwiących głęboko pod leśną ściółką. Czasem jakaś mgielna istota przemknęła tęczą między drzewami, czasem człek nieostrożny znikał na zawsze w malachitowym cieniu. Nikt tu bez potrzeby nie mącił powierzchni leśnych jezior, nikt beztrosko runicznych kamieni nie dotykał ani nie zapuszczał się w porośnięte mchem ruiny.
Dębowa brama jednak otwierała się wyłącznie dla tych, których w noc pełni księżyca wybrał Władca Puszczy. Pan w koronie z jelenich rogów.
Słońce opromieniło Dąb, rozświetliło złocistym rysunkiem drzwi, jakby ktoś nożem gładko korę przeciął. Pień rozchylił się bezgłośnie, wypuszczając w świat poranka gęstą, oleistą ciemność. Bard przełknął ślinę przez ściśnięte gardło, raz jeszcze spojrzał w kierunku wieśmy mając nadzieję, że przynajmniej słowo otuchy od niej usłyszy albo jaką radę ostatnią. -Jadła ni napoju od nikogo nie przyjmuj. -powiedziała cicho. -Nie do naszego świata należą i zatrzymać cię mogą po tamtej stronie. -stała w cieniu Smoczego skrzydła uśmiechając się do Bajarza. -Pamiętaj. Masz wszystko czego potrzebujesz. -dodała jeszcze.
To była jego droga, nie jej. Od niego zależało, czy ruszy przez labirynt, czy cofnie się przed nieznanym.
Skinął głową w podziękowaniu za ostatnią radę. Zacisnął powieki i głęboko nabierając powietrza wszedł w pochłaniający światło mrok. Drzwi zamknęły się za nim z bezgłośnym, lodowatym tchnieniem, odgradzając od świata i przeszłości.




Autorem obrazu jest Tomasz Alen Kopera

2 komentarze:

  1. No i tak jak mi się marzyło - Pan Władca Puszczy - Jeleń . Ciekawe co w głowie do Labiryntu wniesie Bajarz. Intrygujesz :)

    OdpowiedzUsuń